wtorek, 11 września 2012

Edukacja a biznes

Nauka, czyli oświata i edukacja, jest nie tylko drogą do oświecania umysłów i rozwijania zdolności intelektualnych młodych, niewykształconych jeszcze ludzi. Nauka jest również sposobem na dobry biznes.
Bo choć ogólna opinia o pracy w oświacie jest niezbyt przychylna, nie można bagatelizować tego szerokiego obszaru rynku. Bo choć nauczyciele posiadający uprawnienia pracy w szkole muszą mieć duży staż pracy, by zarobić przyzwoite pieniądze, sprawa wygląda już inaczej w przypadku bardzo specjalistycznych dziedzin i nauczycieli akademickich. Obecnie moda na studiowanie nieco przechodzi. Jednak w momencie największego szczytu, uczelnie prywatne wyrastały jak grzyby po deszczu. I nie ma się co dziwić – były przede wszystkim bardzo dochodowymi przedsiębiorstwami, które często szły raczej na ilość studentów niż na jakość nauczania.
Czesne i opłaty dodatkowe pozwalały wielu osobom zdobyć łatwiej niż na państwowej uczelni dyplom, a uczelniom gwarantowały stały przypływ nowych studentów. O ile sprawa wyższych, prywatnych  uczelni jest dość kontrowersyjna, są wśród nich i takie, które cieszą się dobra renomą, a ich dyplom ma duże znaczenie. Podobnie jak licea i szkoły prywatne. Te gwarantują swoim uczniom doskonałe warunki do nauki – posiadają bowiem odpowiednie wyposażenie i kadrę pedagogiczną. Za taką prywatna szkołę płaci się słone pieniądze. Dochodowe jest również prowadzenie osobistych lekcji czy kursów doszkalających, które dają konkretne umiejętności.
Między innymi zaliczają się do nic takie zajęcia jak kurs rysunku, który nakierowany jest na przygotowanie na przykład przyszłego studenta architektury na zdanie egzaminu. Nauka rysunku wydaje się dość banalna i prosta. Jednak profesjonalna szkoła rysunku potrafi dać swoim uczniom odpowiednie narzędzia i umiejętności, uzyskując przy tym znaczne profity. Dyrektorzy takich prywatnych placówek wcale nie narzekają na brak zainteresowania, a tym bardziej na brak środków. Jedynym problemem i zagrożeniem jest widmo niżu demograficznego. Wyrównuje go jednak sytuacja na rynku pracy, która zmusza do ciągłego przekwalifikowywania się.

poniedziałek, 10 września 2012

O czym się filozofom nie śniło?

Albert Einstein powiedział, że jedyną pewną rzeczą w życiu jest zmiana. Jak szkoła przygotowuje nas do zmian? Na ile to, co nas w życiu zaskakuje, to zmiana? A na ile to brak przygotowania do zmiany? Jak być przygotowanym? Jak nie dać się zaskoczyć?
Są na świecie rzeczy, które się filozofom nie śniły...
...i są na świecie rzeczy, o których w żadnych szkołach nie uczą. Co się komu śni czy nie śni, to jego sprawa i jak będzie chciał o tym opowiedzieć, to na pewno to zrobi. Mnie nurtuje bardziej, dlaczego w szkole nie nauczono mnie, jak żyć, aby odnosić sukcesy, jak cieszyć się z sukcesów innych? Pytałam innych, którzy chodzili do innych szkół, w innych krajach, i też nic, poza wiedzą specjalistyczną oraz tym, co jak cień snuje się za ludźmi: "Ucz się, abyś mógł skończyć dobrą szkołę, zdobyć dobrą pracę i dobrze zarabiać". W tych rozważaniach pominę wartość dodaną do każdego dnia nauki, czyli poznawanie nowych ludzi, ich zachowań, kultury, obyczajów oraz rozwijania w sobie talentów, dzięki zaangażowaniu wspaniałych ludzi.
Wracając jednak do tego, czego w szkołach nie uczą. Wszystkie szkoły, różnego typu, rywalizują między sobą, proponując coraz więcej zajęć pozalekcyjnych, nowe kierunki studiów, uatrakcyjniają metody nauczania, wymyślają coraz lepsze pomoce naukowe... I chwała im za to! Ale to i tak służy głównie temu, aby jak najlepiej wyuczyć się zawodu i iść zarabiać pieniądze, aby móc wziąć kredyt na dom czy mieszkanie, kolejny kredyt na samochód, a jak jesteś specjalistą i masz własną praktykę (lekarz, mechanik, prawnik), to jeszcze leasing na sprzęt. No i jeszcze wykształcić dzieci, które powielą, w mniejszym czy większym stopniu, twoje poczynania. Słowem: ucz się, zdobądź dobry zawód i do kieratu!
Sięgając pamięcią do epoki minionej, to nawet miało jakieś, wątpliwe bo wątpliwe, uzasadnienie. Zaprogramowano nas, że tylko państwo zapewni każdemu wszystko to, czego potrzebuje obywatel do zwykłego życia. Przykazano również, żeby za niezwykłość nawet się nie zabierać, bo to niedozwolone i będzie karane. Ucz się, a damy ci pracę, po 40 latach dostaniesz emeryturę i masz być szczęśliwy ku chwale ojczyzny, za którą przodkowie krew przelewali. I wszyscy ochoczo, mniej lub bardziej, poddawali się zaleceniom państwa, które w zamian dawało im poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji: ucz się, pracuj a dostaniesz emeryturę. Ludzie tej generacji mają wręcz wytatuowane w swej psychice, że jest to jedyny sposób na szczęśliwe życie.
Heraklit z Efezu zauważył, że jedyną stałą rzeczą jest zmienność. I choć było to całe wieki temu, sprawa ani na chwilę się nie zdeaktualizowała. Doczekaliśmy się zmian — już nie pierwszych i na pewno nie ostatnich. Podczas gdy mniej odporni przedstawiciele starszej generacji wychodzą pomału z szoku (jednocześnie chłoszcząc się: "A, co to za czasy! Kiedyś, panie, to było dobrze, każdy pracę miał i o nic się nie martwił, a teraz, patrz pan, jak ci młodzi gonią, a jakie chamstwo się szerzy"), to młodzi gonią do przodu, bo tak jak dziadkowie i rodzice to już nie da rady, a nikt nie uczy, jak można inaczej. A że można, to pewne, bo słyszy się i mówi o tych młodych i bogatych. Tylko skąd oni wiedzą, co robić, żeby sukces i te sprawy? Oni dowiedzieli się, że
 w czasach zmian, świat należy do tych, którzy się uczą, podczas gdy ci, którzy już się ‘nauczyli’ okazują się świetnie przygotowanymi do życia w świecie, który już nie istnieje."
Skąd się dowiedzieli? Może z książki samego autora tego stwierdzenia, Erica Hoffera. Może, przygotowując jakąś pracę na temat finansów i inwestowania, zapragnęli skorzystać z nowszej lektury i trafili np. na książki  Roberta Kiyosaki, dajmy na to, na jego "Inwestycyjny poradnik bogatego ojca”. Można by tu wymieniać w nieskończoność, a wszystko i tak dałoby się podsumować stwierdzeniem, że znajdywanie zarezerwowane jest dla szukających. Oni po prostu zauważyli, że świat się zmieni i nie chcieli zostać z tyłu.
Nikt nie musi zostawać z tyłu, w okopach starego systemu gospodarczego. Tyle tylko, że tam po prostu... wygodnie. Ciasno, ale znajomo! A i stare porzekadło mówi: ‘lepszy stary wróg, jak nowy przyjaciel’.  W takim razie — POWODZENIA! Stary wróg, choć znajomy, nie nauczy niczego nowego, natomiast nowy przyjaciel może nauczyć więcej, niż się filozofom śniło, albo i nie śniło.
Czy ten nowy przyjaciel będzie wykładał w szkole? Raczej nieprędko — jest zbyt nowy dla starego i zbyt ociężałego systemu kształcenia. Ale jak mówią: ‘kto chce, szuka sposobu, kto nie chce, szuka powodu’. Więc szukamy sposobu. Uczęszczamy do szkół, bo analfabeta też nie podoła w dzisiejszych czasach, rozwijamy swoje talenty i dodatkowo robimy drugi fakultet, który pomoże nam zdobytą wiedzę przełożyć na działanie, a w konsekwencji na sukces. Gdzie zrobić taki fakultet? Na szkoleniach rozwojowych i motywacyjnych, w klubach cashflow, czytając inspirujące książki, czy rozmawiając z ludźmi sukcesu — możliwości jest wiele i wszystkie są do wykorzystania, gdy tylko chęci dopiszą.

Kontratak na niemiecką stronę 02.09.1939

Drugiego września o godzinie 17.30 żołnierze 2 kompanii 55 pułku piechoty zaatakowali przejście graniczne Geiersdorf. Polski oddział wdarł się na osiem kilometrów w głąb terytorium Niemiec! A takich wypadów tego dnia było o wiele więcej.
Ów atak miał na celu jedynie zdobycie informacji na temat umieszczenia tam armii niemieckiej. Wywiad miał na celu stwierdzenie, czy po niemieckiej stronie granicy stacjonują większe siły niemieckie.
Takie śmiałe wypady na niemiecką stronę ukazały, że Niemcy nie byli gotowi na obronę i można snuć teorię, że gdyby cała armia „Poznań”, bezczynnie oczekująca na atak Niemców, ruszyła na podbój, to niemieckie wojska musiałby zrezygnować z drogi na Warszawę i zawrócić, aby bronić swojego kraju. Inne źródła donoszą, że gdyby walki w Polsce przeciągnęły się o dwa, trzy tygodnie, Niemcom zabrakłoby amunicji. Byli w sytuacji podbramkowej i nie mogli się już wycofać.
Podobno Alistair MacLean jest autorem słów: „Jeżeli chcesz pokonać wroga, musisz być równie wredny jak on”. Niestety polscy żołnierze zawsze cechowali się godnością i honorem, bronili jedynie atakowanych terenów, a działania zaczepne na terenie wroga kończyły się jedynie na rozpoznaniu.
Można tu znowu przypuszczać, że do odwrotu sił niemieckich mógł doprowadzić jedynie atak polskiej armii na pozostawione pod słabą ochroną pozycje niemieckie. Niemcy nie byli tak honorowi jak Polacy i bestialsko atakowali z samolotów ludność cywilną, bombardowali miasta, które wcale się nie broniły.
Odpowiedź na pytanie, czy przedstawione powyżej działanie przyniosłoby oczekiwany efekt, pozostaje bez odpowiedzi. Bez odpowiedzi pozostaje również pytanie, czy Rosjanie napadliby na Polskę, gdyby Niemcy nie zaczęli wygrywać. Warto wspomnieć też o tym, że Stalin, podobnie jak Hitler, od lat przygotowywał się do podboju Europy.
Należy jednak pamiętać, że umowy międzynarodowe z Anglią i Francją nie obejmowały nic poza obroną swojego kraju. Polacy uważali, że przestrzeganie umowy politycznej stanowi gwarancję bezpieczeństwa i pomocy zaprzyjaźnionych krajów. Wtargnięcie na stronę niemiecką mogłoby zostać źle odebrane i jednocześnie stanowić odpowiednią wymówkę na brak reakcji z krajów, które wcale nie zamierzały tej umowy dopełnić. I zaczęli reagować dopiero czując własne zagrożenie.
Historia jednak nie ukrywa faktu, że król pewnego mocarstwa, o wiele wcześniej, nakazał swoim okrętom atakować każdy inny statek, który pierwszy nie pozdrowił ich banderą — nie ukłonił się.