MS „Chrobry” był ostatnim transatlantykiem
zbudowanych dla marynarki handlowej przed II wojną światową. 27 lipca
1939 roku wyszedł w swą pierwszą podróż i do Polski nigdy nie wrócił.
Zbudowany w stoczni Nakskov, był najdoskonalszym statkiem polskiej floty
handlowej.
Jednym
z najbardziej wiarygodnych świadków losów tego okrętu był kapitan
żeglugi wielkiej i pisarz marynista w jednej osobie - Karol Olgierd
Borchardt i jego opinię przedstawię w tym artykule.
W książce „Szaman Morski” Borchardt napisał: "Chrobrego" budował mechanik Zygmunt Kuske. Człowiek bez wad. […] Podobnie jak Kuske, „Chrobry” nie miał wad. […] Z
siedmiu naszych transatlantyków był najlepszy. Zwrotny, jak luksusowa
motorówka, w sztormach wspinał się na fale, a nie przyjmował ich na
pokład. Dobijanie nim bez holowników podczas wojny we fiordach nie
stanowiło trudności. […] Miał niedościgniony przez inne nasze transatlantyki urok czegoś bardzo doskonałego.
Ostatnie chwile na „Chrobrym” opisuje Borchardt w książce „Krążownik spod Somosierry”: Na
„Chrobrym” znajdującym się w tej chwili w pobliżu Lofotów, koło 67
stopnia szerokości północnej, pełniłem funkcję starszego oficera i za
cztery godziny miałem zmienić kapitana. Należy tu wspomnieć, iż w
owym okresie MS „Chrobry”, transportował głównie żołnierzy z miejsca na
miejsce. Tym razem na statek załadowano czołgi, miny przeciwczołgowe…
Jeszcze przed wyjściem z portu Polacy z „Chrobrego” zapisali kolejne zwycięstwo: Po
długim i bezskutecznym ogniu wszystkich stojących w fiordzie okrętów
samoloty zrzuciły to, co chciały, nie trafiając nikogo. Najdłużej
strzelało działo „Chrobrego”, które dla wykorzystania okazji „ćwiczyło
się” jeszcze po zaprzestaniu ognia przez całą eskadrę. Na niebie
widoczny był już tylko jeden samolot - cel naszego działa. Naraz
ujrzeliśmy, że samolot zaczyna - dymić i spada.
Statek
wyruszył wraz z eskortą w postaci starego destrojera „Wolverine” i
kanonierki „Stork” (Destrojer — szybki i zwrotny niszczyciel. Kanonierka
— średni lub mały okręt wspierający).
Borchardt w książce „Krążownik spod Somosierry” tak wspomina: Wszedłem
na mostek. Była dopiero za kwadrans dwunasta. Załoga i wszyscy
oficerowie mieli założone hełmy i pasy ratunkowe. Zanim dowiedziałem
się, co zaszło, zobaczyłem, za z nadbudówki za trzecią ładownią
wydobywają się kłęby dymu i płomienie ognia. Paliła się również
nadbudówka tuż za mostkiem, przed trzecią ładownią. W tej gardzieli, w
jej gardzieli, wziętej teraz w dwa ognie, znajdowało się pięćdziesiąt
ton materiałów wybuchowych w postaci min przeciwczołgowych. Pokłady
pokryte były ciałami poległych żołnierzy z obsługi karabinów
maszynowych.
Zostaliśmy
zaatakowani przez dwa bardzo nisko lecące samoloty. Eskortujące
„Chrobrego” okręty wojenne „Wolverine” i „Stork” — jeden przed dziobem,
drugi za rufą — były zbyt daleko, by przeszkodzić temu co się stało.
Samoloty lecące na małej wysokości wydały się oficerom dowodzącym obroną
„Chrobrego” — angielskimi i nie otworzyli do nich ognia, pomimo
bezwzględnej co do tego instrukcji. […] Podczas całej kampanii
norweskiej nie mieliśmy jeszcze na statku tak dużej ilości wojska. […]
Patrząc teraz z mostku, nie miałem wątpliwości, że jest to ostatni dzień
życia statku… […] Po przejściu przez dwie zasłony z dymu natknąłem się
na grupę marynarzy rozwijających już węże pożarowe. Inni biegali z
gaśnicami. Po otworzeniu zaworów z hydrantów nie spłynęła ani jedna
kropla wody. […] Żar panował tak wielki, że gdy wypuściłem z płuc
powietrze i chciałem zaczerpnąć świeżego, wydało mi się, że połykam
ogień. […] Okręty z eskorty zbliżyły się trochę do „Chrobrego” i
otworzyły ogień do samolotów. Jedyną nadzieją było, że któryś z okrętów
podejdzie do burty i zabierze oszalałych z przerażenia żołnierzy.
Okrętom wojennym nie wolno było dobijać do burty palących się statków z
amunicją…
Borchardt
wówczas rozpoczął przemowę do irlandzkich żołnierzy, że są Anglikami i
mają zimną krew, a teraz należy z niej skorzystać i zaprzestać
samobójczych skoków do wody. Jego przemowa najwyraźniej odniosła skutek.
Choć w tym samym czasie wskutek wybuchu bomb pod pokładem palili się
żywcem ludzie, którzy mieli odciętą drogę ewakuacji. Część wysunęła
głowy przez bulaje. Otwory były jednak za małe, by się mógł przez nie
wydostać człowiek. Ci, którzy wysunęli głowy przez iluminatory, nie
wołali już o pomoc, tylko na ich twarzy widniała potworna męka ludzi
płonących żywcem.
Pomimo
tego, że okręty eskorty zaczęły spóźniony ostrzał samolotów wroga, nie
przynosiły one żadnych efektów. Wtedy właśnie kapitan destrojera
zdecydował podejść do burty płonącego „Chrobrego”, aby zabrać na pokład
ocalałych, spieczonych w ogniu marynarzy i żołnierzy. Wielu żołnierzy w
panice skakało bezpośrednio na pokład destrojera łamiąc sobie przy
upadku nogi i ręce.
„Wolverine”
oddaliwszy się od „Chrobrego” na bezpieczną odległość zabierał ludzi z
łodzi ratunkowych i tratew, a także wyławiał ciała żołnierzy. „Chrobry”
jeszcze długo utrzymywał się na wodzie, jakby pragnął zadrwić ze
strachliwych Anglików.
Statek
drwił sobie z sił natury i wybuchających bomb. Dumnie trzymał się na
wodzie, wytrzymał wybuch amunicji na swoim pokładzie i dopiero
następnego dnia angielski lotniskowiec HMS „Ark Royal” posłał mu torpedę
na pożegnanie. Wrak „Chrobrego” zatonął 15 maja 1940 roku, na pozycji
67°40'N, 13°50'E.
W 2000 roku wrak został zlokalizowany na głębokości 160 metrów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz