sobota, 31 marca 2012

Eko moda

Plastikowe torby jeszcze kilka lat temu towarzyszyły ludziom w każdej chwili. Można je było dostać w sklepie za darmo robiąc zakupy spożywcze czy chemiczne. Niestety, rzeczywistość stała się dość drastyczną, bo można je było też zobaczyć poniewierające się na każdym trawniku, wiszące na gałęziach niemal każdego drzewa, gnane wiatrem po każdej ulicy
Prawdą jest, że zaczęliśmy tonąć w śmieciach. Postanowiono zatem  coś z tym fantem zrobić. Początkowo wprowadzano opłaty za reklamówki jednorazowe, co zdecydowanie zmniejszyło ich zużycie. Na szczęście jest jeszcze coś takiego jak moda, która lepiej lub gorzej umie się dopasować do wymagań otoczenia. A jeśli wyjdzie na ulice stanie się hitem, który chcą mieć wszyscy. Ekologiczne zachowania nigdy nie wychodzą z mody, jednak dopiero teraz eko-moda stała się supertrendy. Już niemal nikogo nie dziwią kuriozalnie drogie kolekcje z materiałów organicznych.
Moda na torby bawełniane czyli takie totalnie ekologiczne przyszła do nas wraz z  przebudzeniem. Okrutna świadomość ile ton plastyku produkują ludzkie ręce każdego roku otworzyła oczy właśnie ludziom. Jak powszechnie wiadomo plastyk jest materiałem, który trudno bądź też nawet w niektórych przypadkach wcale, nie ulega rozkładowi w środowisku naturalnym.
Dzięki podejmowanym w świecie mody pro-ekologicznym działaniom codziennie robiąc najprostsze zakupy, klienci wcale nie są skazani na nudne szare płócienne torby. Wręcz przeciwnie! Jest cala gama fantastycznych designerskich torebek. Każdy ekofan oraz „normalny” człowiek z pewnością znajdzie coś dla siebie. A jeśli chce być bardziej oryginalny, to istnieją serwisy, ułatwiające zaprojektowanie własnej, indywidualnej eko-torby. Zaopatrzeni w eko – torby bawełniane jesteśmy nie tylko modni, ale promujemy ekologiczny styl życia.

Cerkiew w Radrużu, drewno w gotyku zaklęte

Świątynia wraz z dzwonnicą otoczona jest murem, co nadaje jej charakter obronny - taką funkcję pełniły kiedyś świątynie. Na placu cerkiewnym kilka krzyży, jednym z nich jest grób wójta Radruża, który życzył sobie aby pochować go w progu świątyni żeby każdy wchodząc do cerkwi deptał jego szczątki. Dlaczego? przeczytajcie...
images-stories-cerkwie-radruz-radruzgorka-300x201Cerkiew pod wezwaniem św. Paraskewy w Radrużu pochodzi z XVI wieku. Należy do najstarszych i najlepiej zachowanych obiektów drewnianego budownictwa cerkiewnego w Polsce. Konstrukcja została stworzona z drewna jodłowego i dębowego bez użycia gwoździ, ściany wzmacniane sa lisicami czyli belkami pionowymi a sama konstrukcja może przypominać ogromną budowlę z klocków lego. Cerkiew jest trójnawowa czyli składa się z trzech części, każda z nich ma inne przeznaczenie i wygląd.
Babiniec to część przeznaczona dla kobiet, do XX wieku przestrzeń ta była oddzielona od nawy głównej belką w podłodze, której przekroczenie było zabronione. Wyjątkiem był ślub i prace porządkowe w świątyni. Babiniec kryty jest dachem dwuspadowym, ma własne wejście. Będąc w babińcu zauważyć można jaśniejsze elementy drewnianych belek - to modrzew którym uzupełniano braki w jodłowych ścianach.
Badacze często zwracają uwagę na podobieństwo między cerkwią radruską a cerkwią w Potyliczu, oddalonym o 20 km, czemu poświęcimy więcej uwagi w kolejnym artykule.
Nawa główna to największy i najwyższy element konstrukcji przeznaczony dla gospodarzy, zwieńczona czworoboczną kopułą zrębową. Obecne wyposażenie  cerkwi składa się z XIX wiecznych ławek z uchwytami na świece, ławy kolatorskiej Lubomirskich i ołtarzy bocznych. Część ta oddzielona jest od prezbiterium ścianą ikonostasową, w której wycięto specjalny otwór. Cerkwie zachwycają akustyką - tutaj wycięto specjalne otwory które wzmacniają dźwięk na zasadzie pudła rezonansowego. Nawę główną od prezbiterium oddziela ściana ikonostasowa z 1648 roku, stworzona przez malarzy potylickich. To że polichromia na niej ocalała graniczy z cudem biorąc pod uwagę że latami ciekła po niej woda. W tym roku polichromia zostanie odnowiona przez krakowskich konserwatorów i powróci ikonostas złożony ze złoconych ikon tablicowych, który obecnie znajduje się w Łancucie. Przedstawiona tu ikona przedstawia scenę ukrzyzowania z... fundatorami (około 1648 roku, zdjęcie ze zbiorów Muzeum - Zamku w Łańcucie)
wymiana gontu w 2011 rokuPrezbiterium czyli sankturarium to najważniejsza część cerkwi - oddzielona od nawy głównej ikonostasem, który jest granicą między ziemskim a niebiańskim, jest miejscem gdzie odbywa sie liturgia. Wejście do prezbiterium zarezerwowane było dla osób ze święceniami. W jego wnętrzu znajduje się ołtarz zrobiony z ręcznie robionych cegieł z szufladą na naczynia sakralne. Na ścianie znajduje się polichromia z 1648 roku z epitafium dla młodego chłopca. Polichromia przedstawia patrona zmarłego - archanioła Michała oraz Ojców Kościoła, są to Bazyli Wielki, Jan Złotousty i Grzegorz Teolog. Rodzina ufundowała również ikonę procesyjną którą widzicie na tej stronie. Przedstawia ona scenę ukrzyżowania i fundatorów, po prawej stronie klęczy wspomniany już Michał.
Roztocze Wschodnie w XVII wieku wielokrotnie było świadkiem najazdów, na straży rubieży stał wtedy między innymi hetman Jan III Sobieski, który w 1672 roku rozbił jasyr turecki pod Radrużem. Przyszły król wspomina w liście do króla Wiśniowieckiego o 2000 dzieci pozbieranych po tej potyczce na polu bitwy. W takich to czasach porwano żonę wspomnianego już wójta 34 letnią Marię Dubniewiczową - nawet kroniki ruskie mówia o niebywałej urody żonie radruskiego włodarza. Piękna branka miała szczęście w nieszczęściu, z Kamieńca Podolskiego trafiła aż do Istanbułu, gdzie została żoną doradcy sułtana. Zapewniła sobie glejt umożliwiający powrót do domu ale dopiero po jego śmierci,. Czekała na to długich 27 lat. Wróciła do Radruża pod przybraniem ubogiej wieśniaczki, tym sposobem przywiozła ogromne bogactwo nie ryzykując napaści. Wróciła i... mąż staruszek ma drugą żonę bo po 3 latach Marię uznano za martwą. Problem został rozwiązany polubownie - ksiądz pozwolił na wspólne życie trójki staruszków, zaś nasza bohaterka ufundowała za klejnoty tureckie remont cerkwi. W tym roku stary wójt zmarł i za grzech bigamii pochowany został pod drzwiami cerkwi.
Ikona z radruskiej cerkwiZa cerkwią znajduje się tablica ufundowana przez Marię Dubniewicz dla zmarłej żony swego syna Eliasza, który został wójtem po śmierci ojca,. tablica to wyjątkowa, bo napisy są wypukłe. Tekst jest w języku starocerkiewnosłowiańskim, w wolnym tłumaczeniu napisano:
"Tu położono ciało sławetnie urodzonej Katarzyny Eliaszowej Dubniewiczowej natenczas wójtowej radruskiej zmarła roku 1682 miesiąca marca dnia 20 przeżywszy wiosen wszystkiego 24 i miesięcy 4 i tak do Pana odeszła. Amen. 1682"
Oglądając cerkiew nie sposób nie zauważyć kostnicy zwanej swego czasu w przewodnikach chatką diaka - nawet jeśli to nie do końca prawda to nazwa to utarła się i jest używana nadal. kolejnym punktem na placu cerkiewnym jest grobowiec Andruszewskich, byłych właścicieli miejscowości Smolin i Huta Kryształowa. To tutaj powstawały unikalne kryształy, znane w całej Europie. Przykłady kunsztu artystów z Huty Kryształowej zobaczyć można w klasztorze franciszkanów w Horyńcu (żyrandol) i Muzeum Narodowym w Warszawie.
Dzwonnica bojowa, którą widzimy na placu cerkiewnym powstała także bez użycia gwoździ, charakterystyczne dla niej jest wejście, które wymuszało na każdym wchodzącym pochylenie się a to wiadomo, nie ułatwiało szturmu. Jeden sprawny rębacz potrafił zatrzymać w tym miejscu cały oddział. Taką to cerkiew macie okazję zobaczyć na Roztoczu Wschodnim. Czeka tu na Was.

Sztuka wypowiadania się w Twoim zasięgu

Tak to już jest na tym świecie, że jedni ludzie rodzą się z pewnymi umiejętnościami, a drudzy niestety muszą w pocie czoła zdobywać je krok po kroku.
Dla tych drugich pocieszającym będzie z pewnością fakt, że docelowo i tak trudno odróżnić, kto posiada tak zwany dar od Boga, kto zaś włożył ciężką pracę, aby nauczyć się danej sztuki, takiej jak. sztuka wypowiadania się.
Jeżeli Twoja praca zawodowa wymaga umiejętności swobodnego wypowiadania się, lub jeżeli chciałbyś zabłysnąć wreszcie w towarzystwie, a brak ci talentów krasomówczych, to z pewnością czas zadać sobie pytanie: „Jak mówić by nas słuchano?” i dobrze zastanowić się nad odpowiedzią. Z pewnością okaże się, że sztuka mówienia to zbiór pewnych technik i zasad, które sprawią, że ludzie zaczną nas słuchać z zainteresowaniem.

Po pierwsze poszerz swoje słownictwo czytając literaturę, jeśli jesteś wzrokowcem, lub słuchaj programów radiowych i audio- booków, jeżeli należysz raczej do grupy słuchowców.

Ćwicz, ćwicz i jeszcze raz ćwicz. Możesz mówić sam do siebie starając się poprawnie składać zdania lub w gronie zaufanych osób, przy których czujesz się swobodnie. Zwracaj uwagę na to jak budujesz zdania i jakich słów używasz. Zamiast powiedzieć: „ Ej, podaj mi to , co tam wysoko jest, to duże” zbuduj poprawne zrozumiałe zdanie typu: „ Czy mogłabyś mi podać to duże pudełko, które leży na najwyższej półce z lewej strony”. Tego typu ćwiczenia bardzo skutecznie pobudzają nasz mózg do pracy nad poprawnym wypowiadaniem się.

Kolejny etap to ćwiczenia w większym gronie osób. Opowiadając historie i anegdoty, nie spiesz się, mów wyraźnie i staraj się używać krótkich, logicznych zdań. Stopniowo, kiedy poczujesz się pewniej możesz częściej zabierać głos, nawet na forum publicznym w obecności zupełnie obcych osób.

Kiedy opanujesz już biegle umiejętność wypowiadania się, przed Tobą już tylko sztuka przemawiania. Jest ona niezaprzeczalnie najtrudniejsza, a dowodem na to mogą być zawodowi politycy, którzy uczą się całych przemówień na pamięć, bądź co gorsza czytają z kartki.

Prace naukowe w świecie Open Source

Dostęp do wiedzy wydaje się być dzisiaj łatwiejszy niż kiedykolwiek wcześniej. Niestety dotarcie do artykułów naukowych, doktoratów czy innych prac mogących przydać się zarówno studentom, jak i innym naukowcom, wymaga podróży po archiwach bibliotek, często dość odległych. Jak można zaradzić temu problemowi?
Wszystko dla wszystkich
Filozofia Open Source pochodzi od owładniętych ideami wolnego dostępu do mediów programistów i informatyków. W świecie, w którym informacja stała się chodliwym towarem, ludzie udostępniający swoją pracę za darmo jawią się niemal jako anarchiści. Dlaczego więc naszym zdaniem warto zastanowić się nad przeszczepieniem idei Open Source na grunt polskiej nauki?
Nikt nie traci
Przede wszystkim dlatego, że zobowiązuje nas do tego idea universitas, a dostęp do wiedzy jest podstawą wspólnotowości. Rozsądne gospodarowanie darmowymi zasobami wcale nie musi oznaczać odebrania pieniędzy tym, którzy na nauce zarabiają, w tym również wydawnictwom naukowym. Wręcz przeciwnie, platforma cyfrowa zajmująca się gromadzeniem tego rodzaju publikacji jest również doskonałym miejscem na reklamę wydawnictw, choćby za pomocą zamieszczanych w bazie fragmentów publikacji.
Wiedza całkowicie za darmo
Nieodpłatny dostęp do tekstów naukowych ma swoje niewątpliwe zalety dla każdej ze stron. Autor ma w końcu możliwość zaprezentowania swoich prac szerszemu gremium odbiorców. Nie ukrywajmy, 90% tekstów naukowych trafia albo do szuflady autora, albo do niskonakładowych czasopism, często wydawanych przez uczelnie. Dostęp do nich jest trudny, a czasem nawet niemożliwy. Dlatego dzięki nieodpłatnemu udostępnieniu w sieci tekstów naukowych badania naukowe nabierają większego znaczenia. Pisanie i publikowanie świetnych opracowań to w takim wypadku szansa na przyśpieszenie kariery.

Podstawowe angielskie zwroty - dlaczego są tak istotne?

Każda osoba, która rozpoczyna naukę języka angielskiego, musi poznać podstawowe zwroty i wyrażenia, które są niezbędne w czasie prezentacji własnej osoby i komunikacji na podstawowym poziomie.
Od tego zaczynamy naukę – niezależnie jakiego języka chcemy się nauczyć. Znając takie zwroty możemy już porozumiewać się na podstawowym poziomie, co działa bardzo mobilizująco na każdą osobę i powoduje to, że mamy więcej chęci i motywacji do dalszej nauki. Szczególnie dobrze działa ta metoda gdy na co dzień przebywamy i rozmawiamy z obcokrajowcami.
Do takich zwrotów należą zdania i wyrażenia, które informują nas o podstawowych sprawach, a także pozwalają na zadawanie podstawowych pytań. Pytania dotyczące wieku, personaliów, stanu zdrowia, ogólnego samopoczucia, bądź wykształcenia należą do tych najbardziej przydatnych. Z tego też powodu uczymy się ich w pierwszej kolejności. Innym przykładem najbardziej przydatnych zwrotów angielskich są te dotyczące pytań o drogę czy o dojazd do danego miejsca. Często znając tylko i wyłącznie tego typu zwroty możemy odbywać dalekie podróże zagraniczne i ze spokojem przemieszczać nieznane tereny. Tego typu zwroty i wyrażenia pojawiają się stosunkowo często w rozmowach i tekstach. Każdy użytkownik języka powinien więc je znać doskonale.
Nawet jeśli nie znamy zasad gramatycznych ani nie mamy bogatego zasobu słownictwa możemy dzięki tym podstawowym zwrotom porozumiewać się w obcym języku. Podstawowe angielskie zwroty można znaleźć np. na stronach internetowych zajmujących się promowaniem języka angielskiego jak i w książkach do nauki języka. Dobrym źródłem są również zwykłe rozmówki angielskie z najbardziej potrzebnymi zwrotami, które mogą być segregowane tematycznie jak i również poprzez dobór syntetyczny.

piątek, 30 marca 2012

Zagadkowy pierwiastek - żelazo

Wszyscy wiedzą, że niedobór żelaza prowadzi do anemii, Jednak zapewnianie właściwego funkcjonowania czerwonym krwinkom to tylko jedna, choć najistotniejsza rola żelaza. Bez żelaza ciałka krwi nie mogłyby pobierać tlenu z powietrze, ani rozprowadzać po organizmie, by zapewniał ciepło i podtrzymywać życie.
Inne zadania żelazo wypełnia jako składnik enzymów uczestniczących w syntezie DNA, a inne tych enzymów, które umożliwiają komórką pozyskiwanie energii z glukozy, czy neutralizują rodniki. Żelazo potrzebne jest do właściwego funkcjonowania mózgu. W mózgu znajdują się obszary o dużym stężeniu tego pierwiastka, co może wyjaśnić przyczynę niedoboru żelaza u dzieci z opóźnienie rozwoju umysłowego.
Żelazo jest niezbędne niemal dla wszystkich organizmów żywych, od mikroorganizmów po ludzi. Musimy systematycznie uzupełniać zasoby żelaza, gdyż każdego dnia tracimy pewną ilość tego pierwiastka przez ściany żołądka i jelit. Mimo to rzadko zdarza się, aby zdrowy człowiek cierpiał na niedobór żelaza, nawet jeśli doświadczy dużego upływu krwi. Czasem jednak ludzie lubią przyjmować zbyt wiele żelaza, uzupełniając nim dietę, w błędnym przekonaniu, że pozwoli to zachować witalność i zdrowie.Przeciętny mężczyzna potrzebuje dzienni 10 mg żelaza, kobieta 18 mg. Taką ilość zapewnie codzienne pożywienie. Kobiety w ciąży potrzebują zwiększoną ilość żelaza, dlatego powinny spożywać produkty o jego dużej zawartości: wątrobę, wołowinę, wzbogacone żelazem płatki śniadaniowe, prażoną fasolę, masło orzechowe, rodzynki, chleb, jajka, czereśnie. Jeśli te zwykłe pokarmy nie zadowalają podniebienia, można je zastąpić kawiorem, czerwonym winem i dziczyzną.
Przyswajanie i ubytek żelaza z organizmu są precyzyjnie kontrolowane. Rzecz w tym, by przyjąć żelaza dokładnie tyle, ile straciliśmy. Przekroczenie limitu mogłoby być szkodliwe dla zdrowia. Przeciętna dieta zapewnia ok. 20 mg żelaza. Wydaje się, że to więcej niż trzeba. Problem w tym, że krwioobieg może absorbować tylko 2 mg. Większa część dostarczanego żelaza opuszcza organizm z różnych względów: albo jest to żelazo w formie nieprzydatnej, albo jest ona związane z niestawialnymi częściami jedzenia. Niedobór żelaza jest bardziej prawdopodobny niż nadmiar – na tę dolegliwość choruje ok. 500 milionów osób na świecie podejrzewanych o anemię. Sytuacja będzie się pogarszać, gdyż wysokoplenne rośliny wyhodowane dla zapewnienia światowej podaży żywności są ubogie w żelazo.
W organizmie żelazo silnie wiąże się z transferyną, białkiem znajdującym się w limfie i innych płynach fizjologicznych, przenoszącymi metal między komórkami. Transferyna wiąże żelazo bardzo mocno, przez co działa jak niezwykle skuteczny antybiotyk. Chroni przed dostaniem się metalu w „niepowołane” ręce, czyli przed zaabsorbowaniem go przez atakujące organizm bakterie. Potrzebują one żelaza dla procesu namnażania. Mleko matki również zawiera odmianę transferyny, laktotransferynę, białko jaja kurzego zawiera ovotransferynę. Obie odmiany służą wiązaniu żelaza i obie w efekcie służą jako ochrona przed bakteriami.
Niektórzy zatrzymują zbyt dużo żelaza i cierpią na jego nadmiar, co może mieć katastrofalne skutki. Nadmierny poziom żelaza w mózgu prowadzi do takich schorzeń degeneracyjnych, jak choroba Parkinsona. Osoby chorujące na genetycznie uwarunkowane schorzenie hemochromatozę gromadzą nadmierną ilość żelaza w trzustce, wątrobie, śledzionie oraz sercu, co zakłóca normalną pracę tych narządów. Chorzy przyjmujący wiele transfuzji ze względu na okoliczności swej choroby (anemia, a zwłaszcza talasemia) również kumulują za dużo żelaza. W przeszłości umierali ze względu na przedawkowanie żelaza. Dziś otrzymują leki chelatujące, ułatwiające odprowadzenie nadmiaru żelaza poza organizm.
Nadmiar żelaza w organizmie może prowadzić też do nowotworów. Badanie wykazują, że u osób poddawanych licznym transfuzją w przypadku talasemii oraz u pracowników kopalni żelaza i hut występuje większe prawdopodobieństwo zachorowania na raka. W Rosji przez wiele lat określano raka jako „rdzawą” chorobę, być może w ten sposób oddając związek między żelazem a zachorowalnością. Na razie trudno znaleźć inną przyczynę szkodliwości żelaza niż generowanie przez nie rodników. A wiadomo, że rodniki te mają właściwości rakotwórcze.
Mimo, że żelazo jest czwartym pod względem zawartości pierwiastkiem skorupy ziemskiej (po tlenie, krzemie i glinie), są na naszej planecie takie obszary, na których żelaza jest tak mało, że wpływa to na możliwość rozwoju życia. Dzieje się tak na olbrzymich wierzchnich połaciach oceanów, które są bardziej pozbawione życia, niż jakiekolwiek pustynie. Wydawać by się mogło, że morza kipią życiem, ale jest to prawda w odniesieniu do kilku tylko obszarów, które w efekcie są nadmiernie eksploatowane. Ponad 80% oceanów jest całkowicie pustych. W połowie lat 80. XX wieku John Martin z Moss Landing Marine Laboratories z Kalifornii postawił tezę, że na skutek braku żelaza w powierzchniowej warstwie oceanu nie mógł rozwijać się plankton. Bez niego zaś nie mogą rozwijać się inne formy życia morskiego.
W połowie lat 90. tezę Martina weryfikował wspólny, amerykańsko-brytyjski zespół badawczy. Badacze zastosowali siarczan żelaza do użyźnienia obszaru 60 km2 Pacyfiku, za zachód od wysp Galapagos. Wyniki były oszałamiające. W ciągu tygodnia pustynny fragment oceanu zakwitł i zabarwił się na zielono od planktonu. To był najlepszy dowód na to, że możemy nawozić ocean podobnie jak nawozi się ziemię. Na dodatek można to robić stosując siarczan żelaza, łatwy do uzyskania z każdego starego kawałka żelaza. Morza mogą zakwitać, stając się morskimi cudownymi krainami pełnymi życia.

Szkoła językowa

Tradycyjną, czyli najpopularniejszą, metodą nauki obcego języka jest uczęszczanie na zajęcia odbywające się w szkole językowej. Przypatrzymy się bliżej tej metodzie.
Szkoła językowa to dobry wybór dla osób o słabej motywacji do nauki, dla osób, które łatwo się zniechęcają wobec braku szybkich postępów w nauce. Ucząc się i tłumacząc na standardowym kursie, masz pewność, że będziesz uczyć się w grupie osób, które powinny charakteryzować się dość zbliżonym poziomem znajomości języka (chyba że zażyczysz sobie indywidualne lekcje z lektorem, bądź z native speakerem). Istnieje także opcja uczenia i tłumaczenia online, czyli przez Internet. Ta forma jest szczególnie polecana osobą, które nie czują się dobrze w grupie, wolą naukę w zaciszu domowym. Internet to zapewnia.

Nauka w szkole językowej zapewnia, że w czasie lekcji będzie z kim porozmawiać oraz będzie do kogo się porównywać, czyli obserwując, że inne osoby także mają problemy z danym językiem, łatwiej będzie Ci zaakceptować, a następnie przezwyciężyć swoje własne. To duży plus.

Jednak pamiętaj, że co za dużo, to niezdrowo – to przysłowie sprawdza się znakomicie w odniesieniu do nauki w szkole językowej. Im mniej liczna grupa, tym lepiej dla Ciebie, gdyż to oznacza, że nauczyciel będzie miał więcej czasu i okazji, aby nawiązać dialog z każdym ze swoich uczniów. Przy grupie 10-osobowej jest już to bardzo trudne, a im liczniejsza grupa, tym większe prawdopodobieństwo, że znajdzie się kilka osób nieco lepszych od pozostałych, które potrafią dosłownie „zakrzyczeć” resztę uczestników tak, że w czasie lekcji dialogi prowadzą tylko te osoby, a inni siedzą, przysłuchują się i po prostu tracą swoje pieniądze.

Zgoda na publikację wizerunku - zagrożenia i zabezpieczenia.

Nie dalej jak godzinę temu napisał do mnie Pan Nobody. Myślałem, że może pisze, aby złożyć przedwczesne życzenia świąteczne, ale nie. Złość i nerwy dosłownie kapały już z samego tytułu, którego, ze względu na szereg nieparlamentarnych słów, nie śmiem nawet zacytować. Niezmiernie zaintrygowany zacząłem wgłebiać się w treść listu.
„Wyobraź sobie Petelu – zaczął – dzwoni do mnie pewna niewiasta – nazwijmy ją – Joanną. I z mety z buzią, że jakim prawem wstawiłem jej zdjęcia do netu.
- Spokojnie – mówię – kim pani jest i o jakie zdjęcia chodzi?
- O moje, jak byłam w ciąży!
- Wie, pani, wiele zrobiłem zdjęć kobietom w ciąży.... Jak się pani nazywa i kiedy robiliśmy te zdjęcia?
- Rok temu! Nazywam się Joanna K........
- A, pani Joasia – zaczyna do mnie docierać – pamiętam. Fajna sesja i z tego, co pamiętam jak oddawałem zdjęcia, była pani bardzo, ale to bardzo zadowolona.
- Byłam zadowolona, ale na na własny użytek, a nie, żeby mnie pan jak jakąś półnagą dziwkę pokazywał w sieci.
- Hmmm..... A podpisywała pani przed sesją zgodę na publikację wizerunku?
- Nie pamiętam, ale jak nawet podpisywałam, to tylko zgodę na pokazywanie tych zdjęć na spotkaniach pańskich z klientami.
- Proszę wybaczyć, ale na to nie potrzebuję pani zgody. Pani Joanno! Nie wykonuję sesji darmowych bez zgody na wszelkie formy publikacji i sprzedaży zdjęć. Jeżeli ma pani wątpliwości, co do legalności moich działań proszę zgłosić się na policję. Życzę pani miłego dnia i do widzenia.

Odłożyłem słuchawkę i się zaczęło. Czy ja, aby naprawdę mam gdzieś tę podpisaną zgodę wizerunkową? Bo jak nie to jestem udupiony. Myśl, myśl! Jak mam - to tylko w studio. Gdzie moje kluczyki do samochodu? Buty, załóż buty! Jadę. Zaczyna mnie telepać. Niepokój i wnerw na siebie, ze nie pamiętam. Wpadam do studia. Papiery. Kurde! Ile tego jest! Grzebię, grzebię, grzebię... Jest! Ufffff! Podpisane. Tyłek uratowany! Mówię ci Petelu – odstawiłem samochód na parking i dwa szybkie wprowadziłem bez zakąski. I dopiero zacząłem wracać do świadomości. Błogostan.... Jak ja to lubie :) Uważaj Przyjacielu z kim robisz i na Boga – gromadź i zabezpieczaj kwity! Jak widać nawet po roku ktoś może cię próbować ustrzelić na kasę. Ta nasza profesja momentami bywa strasznie wredna.
Trzymaj się ciepło. Skoro zacząłem już spotkanie z butelczyną, to grzech byłoby nie skończyć :)
Twój Nobody”

Zastanowiłem się głębiej po przeczytaniu tego maila. Fakt. Trzeba uważać. Bardzo często, szczególnie początkujący fotografowie, nie przykładają odpowiedniej wagi do spraw związanych z publikacją wizerunku w sieci. Chcą na szybko pochwalić się jak to pięknie udało im się sportretować bardzo dobrą koleżankę z pracy – i bez zastanowienia umieszczają fotkę w internecie. Widzi to, dajmy na to, mąż koleżanki, robi print screena jako dowód i „grzecznie” prosi żonę aby zgłosiła na policji bezprawne użycie wizerunku, bo jest okazja od jakiegoś idioty wyrwać parę groszy. Niestety takich sytuacji jest coraz więcej i jeżeli nie masz na ręku umowy wizerunkowej – leżysz, kwiczysz i.... płacisz.
Jak się przed tym ustrzec? Dla jasności przedstawię rady w punktach, żeby nie zagmatwać tematu:
Jeżeli robisz komuś zdjęcie (jedno, lub całą serię np. w studio) na początku jasno i wyraźnie ustal warunki, na jakich się dana sesja odbywa. Jeżeli, ktoś cię wynajął i płaci za pracę ma prawo odmówić prawa do publikacji. Musisz to uszanować przy zawieraniu umowy. Jeżeli wykonujesz tzw. sesję TFP (zdjęcia za pozowanie), automatycznie modelka powinna mieć świadomość, że skoro nie pobierasz wynagrodzenia, to niejako twoją „zapłatą” jest możliwość publikacji zdjęć.
Gdy uzgodnicie szczegóły powinniście podpisać stosowną umowę wizerunkową. Wzory takich umów znajdziecie w sieci, ale warto skonsultować jej treść z jakimś prawnikiem.
Umowa wizerunkowa powinna zostać w obecności jakiegoś świadka. Może to być np. wizażystka czy fryzjerka uczestnicząca w przygotowywaniu modelki, albo nawet osoba zupełnie przypadkowa, będąca obserwatorem sesji.
Nigdy nie zostawiajcie podpisania umowy na „po sesji”. Może się okazać, że „po sesji” jest już za późno i trzeba lecieć do bankomatu.
Starajcie się realizować sesje w obecności osób trzecich. Zawsze dobrze jest mieć świadków, jakby co.
Sprawdzajcie pełnoletność modeli. Muszą mieć skończone 18 lat! Jeżeli tak nie jest, to na zgodzie wizerunkowej podpisy muszą być złożone przez rodziców (ojca i matkę) lub opiekunów prawnych.
W takcie sesji nie proponujcie modelom alkoholu ani jakichkolwiek substancji odurzających na tzw. rozluźnienie.
Nie dotykajcie modeli! Tłumaczcie swoje wizje i pozy bez „obmacywania”. Szczególnie punkt ten jest ważny, jeżeli fotografujecie akty.
Wywiązujcie się z terminów zawartych w umowie, co do przekazania gotowego dzieła. Zawsze, ale to zawsze, proście modeli, aby informowali znajomych bądź rodzinę, że w takim to, a takim dniu mają sesję fotograficzną w określonym miejscu i czasie. Poproście, by podali wasze imię i nazwisko oraz numer telefonu.
Gromadźcie podpisane zgody wizerunkowe w segregatorze i przechowujcie w bezpiecznym miejscu.

Te podstawowe rady pomogą wam uniknąć ewentualnych przykrych konsekwencji prawno-finansowych, jakie mogłyby się przytrafić, gdyby ktoś nagle doszedł do wniosku, że już was nie lubi, albo nie lubi was mąż lub narzeczony tego kogoś :)

Współpraca handlowa przedsiębiorstw polskich i chińskich

W dobie kryzysu na rodzimym rynku coraz większa liczba polskich przedsiębiorców zerka w stronę rynków dalekiego wschodu, głównie Chin.
Gospodarka tego kraju jest teraz w fazie szybkiego rozwoju, który można porównać z niegdysiejszym rozwojem Stanów Zjednoczonych. Sprawia to, że Chiny przestają być tylko fabryką dla większości państw świata, a stają się coraz chłonniejszym rynkiem konsumenckim.

Sprowadzane są głównie towary o wysokiej jakości wykonania, wnoszące nowoczesne rozwiązania do gospodarstw domowych oraz odznaczające się interesującym wyglądem.
Kolejnymi towarami importowanymi do Chin są komponenty do dalszej produkcji wykonywanej w tamtejszych zakładach.
Z Polski do Państwa Środka sprowadzana jest także myśl techniczna. Przebywające u nas delegacje chińskich fabryk szukają sprawdzonych sposobów poprawienia parametrów jakościowych i wydajności produkcji. Tego typu informacji szukają zarówno na etapie planowania inwestycji, jak i dla już wdrożonych projektów.

Polscy przedsiębiorcy coraz częściej w strategiach rozwoju firmy umieszczają plany wykorzystania tego rosnącego potencjału chińskiego rynku. Właściwe przygotowanie i realizacja planu mogą przynieść świetne efekty krótkoterminowe jak i zaowocować podpisaniem długoterminowych kontraktów, dających stały dochód przez lata.
W obecnych realiach rynku firmy planujące eksport do Chin lub też import, przygotowując się do zadania muszą zwrócić szczególną uwagę na znalezienie odpowiednich przedstawicieli. Mogą to być zatrudnieni przez firmę pracownicy lub wynajęte firmy zewnętrzne. Ważne, aby osoby delegowane do kontaktów na rynku chińskim dobrze posługiwały się przynajmniej językiem mandaryńskim. Ten standardowy język chiński jest oficjalnym językiem Państwa Środka.

W związku z coraz większym popytem, w Polsce powstają kolejne szkoły mające w swojej ofercie kurs chińskiego. Są to szkoły prowadzące zajęcia z wielu języków lub wyspecjalizowane w kierunku języka Państwa Środka. Większość z nich proponuje wykorzystanie multimedialnych kursów języka chińskiego oraz inwestycję w słownik chiński, na przykład polsko-chiński słownik tematyczny, przyśpieszający opanowanie słownictwa z różnorodnych dziedzin życia.

Branża tytoniowa polubiła węgiel aktywny

Artykuł ten będzie ciekawy dla tych, którym nieobcy jest tytoniowy nałóg. Chciałem poruszyć kwestię, o której pewnie palacze nie mają nawet pojęcia.
Nawet, jeżeli przeciętni palacze dostrzegają na paczce papierosów informację, że zastosowany filtr jest stworzony na bazie węgla to i tak pewnie nie bardzo wiedzą co ta informacja dla nich oznacza. Tymczasem jest ona godna uwagi, ponieważ nie wszystkie papierosy mają takie oznaczenie. W wybranych markach produkujących wyroby tytoniowe już kilka lat temu zaczęto stosować specjalne filtry, których działanie oparte zostało właśnie na węglu aktywnym. Węgiel aktywny to węgiel w czystej postaci pierwiastkowej, który jest doskonałym pochłaniaczem zapachów a także ma bardzo wydajne właściwości adsorbujące i absorbujące. Dlatego właśnie wszystkie filtry, nie tylko te w papierosach, które zawierają w sobie węgiel aktywny doskonale nadają się do uzdatniania wody, oczyszczania powietrza, oczyszczania cieczy czy nawet do oczyszczania gazów.
Teraz wyjaśnię zastosowanie węgla aktywnego w filtrach papierosowych. Nie każdy palacz wie, że to właśnie w filtrach znajduje się najwięcej substancji szkodliwych. Wszelkie substancje smoliste, które wciągamy do płuc za pomocą filtra powinny na nim pozostać, ale żeby tak się mogło stać to i sam filtr musiał być wykonany z chemikaliów.Zastosowanie aktywnego węgla spowodowało wiele korzyści dla osób palących, chociaż oczywiście jak wiadomo palenie było, jest i będzie szkodliwe. Dlatego, jeżeli ktoś uważa, że to rozwiązuje problem to zdecydowanie się myli, ponieważ żaden filtr nie jest w stanie wyeliminować szkodliwości tytoniu. Jednak z dwojga złego o wiele lepsze są filtry węglowe. Pisząc o zaletach tego rodzaju filtra trzeba wymienić dwie sprawy. Po pierwsze, o wiele mniej substancji smolistych trafia do płuc palacza, ponieważ zatrzymuje je i pochłania właśnie filtr na bazie węgla aktywnego. Po drugie, również sam filtr będzie miał mniej szkodliwych substancji. Mówimy więc o podwójnej korzyści, przy czym przy ogólnej szkodliwości palenia trudno tutaj mówić o jakichkolwiek korzyściach.
Wielkie koncerny tytoniowe zrozumiały, że zaoferowanie palaczom choćby pozornej, ale realnie mniejszej szkodliwości palenia tytoniu może spowodować zwiększenie sprzedaży wyrobów, a co za tym idzie zwiększenie dochodów. Filtr wykonany na bazie węgla aktywnego jest droższy, aniżeli jego zwykły poprzednik, jednak nie jest tajemnicą, że również w zwykłych filtrach, które były wcześniej także stosowano maleńkie domieszki węgla aktywnego. Właściwości pierwiastka, o którym w tym artykule się rozpisujemy są tak szerokie, że zastosowanie go w wyrobach tytoniowych jest zaledwie jedną, maleńką, niewiele znaczącą dziedziną zastosowania. Niewiele znaczącą, patrząc na to z perspektywy zamówień, jakie z całego świata idą do kopalni, gdzie można jeszcze węgiel aktywny wydobywać. Większość realizacji sprzedaży węgla aktywnego idzie do największych na świecie producentów filtrów przemysłowych, znacznie większych od tych, które stosowane są w papierosach.

środa, 28 marca 2012

Przydatne podcasty do nauki angielskiego

W sieci pełno jest serwisów oferujących darmowe materiały do nauki angielskiego. Tylko jak się w nich połapać i znaleźć te najbardziej wartościowe? Aby oszczędzić Wasz cenny czas, postanowiliśmy zebrać je dla Was.
Co to są podcasty? Słowo „podcast” powstało z połączenia dwóch słów: „iPod” (odtwarzacz muzyczny Apple) i „broadcast” (czyli „nadawać”, „transmitować”). Inaczej mówiąc jest to audycja, którą można odsłuchiwać dowolną ilość razy w formacie mp3 (na odtwarzaczu muzycznym lub komputerze). Może to być audycja radiowa, audycja w formie bloga czy kursu językowego (lub innego).
1. http://www.bbc.co.uk/worldservice/learningenglish/ Serwis, w którym każdy znajdzie coś dla siebie! Mnóstwo ciekawych, inspirujących, aktualnych audycji, tekstów, filmików, quizów i innych!
2. http://www.bbc.co.uk/podcasts Oryginalne podcasty BBC, wybór ogromny!
3. http://www.elllo.org/ Setki krótkich dialogów na każdy temat, w przeróżnych odmianach angielskiego, z zapisanym tekstem, a także ćwiczeniami!
4. http://esl-lab.com/ Podcasty podzielone według poziomów trudności.
5. http://www.dailyesl.com/ Krótkie podcasty ułożone tematycznie.
6. http://www.short-stories.co.uk/ Coś do poczytania! Mnóstwo krótkich historyjek.
7.http://www.eslpod.com/website/index_new.html Amerykańska odmiana angielskiego. Podcasty są dostosowane do poziomu średniozaawansowanego, tempo mówienia jest umiarkowane (dla niektórych może być zbyt powolne!).
8. http://www.voanews.com/learningenglish/home/ Amerykański serwis poświęcony nauce amerykańskiego angielskiego.
Szukasz bezpłatnych podcastów biznesowych? Polecamy je tutaj!

Przydatne podcasty biznesowe

Interesuje Cię angielski biznesowy? Spotkania biznesowe, negocjacje, prezentacje? Wyjeżdzasz w podróże służbowe? Pracujesz w anglojęzycznym środowisku? Twoim przełożonym został właśnie Anglik? Świetnie! :) Poniżej przedstawiamy listę ciekawych i praktycznych podcastów biznesowych!
Możesz słuchać ich w drodze do pracy, w kolejce na poczcie czy supermarkecie! Jeśli będziesz to robił naprawdę regularnie i z prawdziwym zapałem, zanim się obejrzysz, a zyskasz jeszcze większą swobodę językową!
Co to są podcasty? Słowo „podcast” powstało z połączenia dwóch słów: „iPod” (odtwarzacz muzyczny Apple) i „broadcast” (czyli „nadawać”, „transmitować”). Inaczej mówiąc jest to audycja, którą można odsłuchiwać dowolną ilość razy w formacie mp3 (na odtwarzaczu muzycznym lub komputerze). Może to być audycja radiowa, audycja w formie bloga czy kursu językowego (lub innego).
1.http://www.businessenglishpod.com/ Naturalny angielski, w formie konwersacji. Audycje mogą być wysłuchiwane za darmo. Za dodatkową opłatą możesz mieć dostęp do wszystkich tekstów oraz ćwiczeń!
2.http://www.speakeasytokyo.net/downtobusinessenglish/wordpress/ Naturalny angielski, rozmowy dwóch znajomych na aktualne tematy. Pod koniec każdej audycji ciekawe wyjaśnienie wybranych słów i zwrotów.
3.http://www.bbc.co.uk/podcasts/series/bizdaily Bogate źródło ciekawych programów biznesowych, uaktualniane codziennie!
4.http://www.economist.com/multimedia http://www.npr.org/, a w szczególności: http://www.npr.org/blogs/money/
5.http://moneygirl.quickanddirtytips.com/ Podcasty biznesowe z pewną dozą humoru!
6.http://edition.cnn.com/services/podcasting/
Interesuje Cię również język ogólny? Zobacz, które audycje polecamy!

Chrzest Polski 966

W 965 roku Mieszko I, ówczesny władca Polski, będącej niedawno okrzepłą strukturą państwową, zdecydował się na bardzo ważny krok, mający wprowadzić młode państwo polskie do orbity chrześcijańskich krajów europy zachodniej.
Zaprowadzenie Chrześcijaństwa - Jan Matejko Książę w tym celu pojął za żonę księżniczkę czeską Dobrawę, a w 966 roku udał się wraz ze swoim najbliższym otoczeniem do Pragi, aby za pośrednictwem Czech przyjąć chrzest. Stamtąd udał się w towarzystwie Bolesława I – księcia czeskiego do Ratyzbony, gdzie znajdowało się biskupstwo. Ceremonia chrztu nie mogła się odbyć w Czechach ponieważ na jej terenie biskupstwa nie było, a władcę państwa mógł ochrzcić tylko biskup. Po tym wydarzeniu w Polsce zaczęli się pojawiać czescy misjonarze, którzy postanowili podjąć się trudu chrystianizacji narodu polskiego. Mimo to że władca Polski wraz z dworem przyjął chrzest, to reszta kraju dalej pozostawała pogańska i minąć musiały jeszcze dziesiątki lat aby ten stan rzeczy się zmienił. Ludzie niechętnie wyrzekali się swoich dawnych wierzeń na rzecz nowej religii. Często zdarzały się sytuacje kiedy stare wierzenia stawały się częścią chrześcijańskiego obrządku. Zjawisko to było powszechne wszędzie tam gdzie stare religie zastępowane były nowymi, a ludzie chyba tak na wszelki wypadek czcili stare bóstwa oraz nowego Boga. Z czasem różnice te się zacierały lecz wiele ze starych zwyczajów pogańskich stała się częścią wiary chrześcijańskiej.

Z politycznego punktu widzenia chrzest zamknął furtkę zachodnim sąsiadom, którzy pod pretekstem szerzenia wiary na wschód dotarli do zachodniej granicy Polski – a wcześniej, bo w 963 roku podbijając Łużyce. Zwlekanie z przyjęciem chrztu mogło się zatem zakończyć zbrojnym najazdem na polskie tereny rycerstwa niemieckiego. Ponadto dzięki zręcznej polityce prowadzonej przez Mieszka I, terytorium Polski zostało uznane za terytorium misyjne bezpośrednio podległe Rzymowi, z którego to w 968 roku przybył Jordan, stając się pierwszym biskupem Polski. Organizacja kościelna świadczyła o niezależności młodego państwa i teoretycznie stawiała je na równi z innymi chrześcijańskimi krajami Europy. Ponadto duchowni byli wykształconymi ludźmi, których wiedza mogła zostać wykorzystana do prowadzenia kancelarii dworskiej, zajmowaniem się kontrolą skarbu państwa, a także do edukowania ludności. Chrześcijaństwo było również ideologią, która lepiej zaspokajała ludzką ciekawość odnośnie otaczającego świata, dawała odpowiedzi na nurtujące pytania, a także było furtką do elitarnego klubu krajów cywilizowanych, swoistym przejściem na wyższy poziom kulturowy, społeczny i polityczny.

W końcu X i XI wieku na terenach polskich zaczęły pojawiać się pierwsze klasztory, które niewątpliwie doprowadziły do szybszej chrystianizacji lokalnej społeczności. Proces ten postępował szybciej wśród państwowych elit, które były świadome korzyści płynących z opowiedzenia się po stronie nowej wiary. Od tego momentu zaczęła się historia Państwa Polskiego, które na trwale wpisało się w historię Europy, wielokrotnie stawając w jej obronie.

Na skrzydłach gołębia - ecstazy

Aldous Huxley opisał w książce „Nowy, wspaniały świat” przyszły świat oparty na prawach naukowych, genetyce i determinizmie, w którym nie będzie miejsca na niewinną zabawę. W świecie tym nie będzie stresu dzięki doskonałej pigułce antydepresyjnej - „somie”, dostępnej bezpłatnie dla wszystkich ludzi.
W realnym, współczesnym świecie ludzie cierpiący na depresję kliniczną otrzymują pomoc w postaci różnych tabletek takich jak valium czy prozac. Dla innych, którzy potrzebują chwili oddechu w swym zestresowanym życiu jedynymi środkami legalnie dostępnymi są alkohol i nikotyna. Istnieją również różne nielegalne substancje przynoszące tymczasową ulgę, jednak większość z nich uważana jest za niebezpieczne. Jedna z nich, amfetamina, jako najbezpieczniejsza ze wszystkich, stosowana jest przez niektórych ludzi jako lek odprężający. W 1932 roku jedna z amfetamin była stosowana jako lek obkurczający śluzówkę nosa. Skonstruowano także bezpieczniejszą postać, ale nigdy nie wdrożono jej do użytku. Obecnie znamy ją pod nazwą ecstasy. Jednak nawet ekstaza może zabić.W 1914 roku koncern farmaceutyczny E. Merck opatentował ecstazy jako środek pomocniczy w leczeniu otyłości. Mimo to nigdy nie rozpoczęto jej sprzedaży. Natomiast we współczesnych nam czasach handel ecstazy na czarnym rynku jest niezwykle intratnym zajęciem. Tylko w Wielkiej Brytanii sprzedaje się około 100 milionów tabletek rocznie. Nazwa chemiczna związku brzmi 3.4-metylenodioksymetamfetamina (skrót nazwy ang. MDMA), najbardziej znane to „ecstasy” lub po prostu „E”.
Działanie ecstazy polega na modyfikowaniu ilości rozmaitych substancji chemicznych w mózgu. Uruchamia uwalnianie dopaminy i noradrenaliny. Dzięki dopaminie mamy dobre samopoczucie. Noradrenalina dodaje energii oraz likwiduje działanie serotoniny kierującej snem – czujemy się całkowicie rozbudzeni. Dlatego ecstazy zażywają chętnie nocni kierowcy, którzy nie odczuwają po niej nic złego z wyjątkiem niewielkiego kaca następnego dnia. Ecstazy może powodować słabe efekty halucynogenne.
Ecstazy oddziaływuje na komórki nerwowe znajdujące się w podstawie mózgu, wywołując radosne uniesienie. Przedłużone przyjmowanie preparatu niszczy aksony łączące komórki nerwowe z innymi częściami mózgu. Na szczęście zniszczone aksony odbudowują się. Według tych, którzy biorą ecstazy jej działanie trwa około dwóch godzin.
Obecne szaleństwo związane z ecstazy zawdzięczany kalifornijskim psychoterapeutom. W latach 60. XX wieku zaczęli leczyć swoich klientów za pomocą MDMA, aby pomóc im w nawiązywaniu kontaktów z innymi ludźmi. Prawo kalifornijskie zezwalało na stosowanie MDMA ale pod nadzorem. Wkrótce środek pojawił się na ulicach, a tajne laboratoria rozpoczęły jego produkcję i dystrybucję. W połowie lat 70 ecstazy znały już całe Stany Zjednoczone. Pierwsze doniesienia o jej szkodliwości pojawiły się na początku lat 80. Oparte były na testach, który wskazywały na zmiany w komórkach nerwowych szczurów przyjmujących ecstazy. Z kolei w 1996 roku w „British Medical Journal” pojawił się artykuł relacjonujący wyniki badań nad małpami. Okazuje się, że podanie im nawet pojedynczej dawki ecstazy wywołuje długotrwałe uszkodzenia komórek nerwowych.
Amfetamina jest substancją wyjściową, z której można otrzymywać inne związki; jest pochodną benzenu, podstawnikiem jest krótki łańcuch trójwęglowy. Środkowy atom węgla w łańcuchu jest związany z atomem azotu. Metamfetamina (znana jako „speed” lub „ice”) ma dodatkowy atom węgla przyłączony do atomu azotu. Amfetaminę po raz pierwszy otrzymano w 1897 roku, a o jej działaniu stymulującym przekonano się dopiero w 1928 roku. Od tej pory rozpoczęła się produkcja i sprzedawano ją pod nazwą benzedryny. Podczas II Wojny Światowej amfetaminę i metamfetaminę zalecano żołnierzom. Dodawały sił załogą bombowców podczas długich lotów oraz żołnierzom po męczących bitwach. Pozostałe po wojnie zapasy tych leków były sprzedawane legalnie, szczególnie w Japonii. W połowie lat 50. około dwa miliony ludzi stosowało je na co dzień. Lekarze nadal przypisują amfetaminę jako lek na bardzo rzadką chorobę – senność napadową. Przypadłość ta charakteryzuje się nieodpartą potrzebą snu w ciągu dnia.
Zarówno amfetamina jak i metamfetamina stymulują centralny układ nerwowy, zwiększają ciśnienie krwi oraz tętno. Do celów leczniczych chętniej stosuje się tę drugą, gdyż ma silniejsze działanie pobudzające i jednocześnie mniejszy wpływ na ciśnienie krwi. MDMA jako pochodna amfetaminy zachowuje się podobnie, ale zażywanie jej daje więcej przyjemności. Dzieje się takdlatego, że cząsteczki tego związku pasują do receptorów w mózgu, które kontrolują serotoninę i uwalniają dopaminę. MDMA ma budowę podobną do cząsteczki metamfetaminy. Różnica polega na tym, że pierścień benzenowy jest złączony z pierścieniem pięcioatomowym. Oznacza to, że pierścienie te mają dwa atomy wspólne. Natomiast pierścień pięcioatomowy ma poza tym dwa atomy tlenu oddzielone od siebie jednym atomem węgla. MDMA ma konsystencję oleistej cieczy, która łatwo reaguje z kwasem solnym tworząc sól chlorkową – biały proszek znany jako ecstazy.
W nocnych klubach brytyjskich ecstazy pojawiła się po raz pierwszy w 1989 roku. National Poisons Unit szacuje, że jest przyczyną śmierci około 20 osób rocznie. Części z nich umiera z powodu szoku termicznego. Lek podnosi temperaturę ciała o ok. 4 stopnie, a w gorącej atmosferze szaleństwa o 5 stopni. Przy takim skoku następują nieodwracalne zmiany i zniszczenie najważniejszych organów.

Mit, który trwa – Bitwa pod Wizną 1939

Bitwa pod Wizną, zwana polskimi Termopilami, jest symbolem bohaterstwa polskich żołnierzy walczących podczas II wojny światowej z nazisatowskim najeźdźcą

Joakim Brodén – lider szwedzkiego zespołu Sabaton, wykonującego muzykę z pogranicza power i heavy metalu, powiedział w 2008 roku na festiwalu w Wacken następujące słowa: „Mam do opowiedzenia krótką opowieść. Wy Niemcy nie martwcie się bo to już historia, ale w 1939 roku, 720 dzielnych polskich żołnierzy stawiało opór niemieckiemu Wermachtowi w sile 40 tysięcy żołnierzy i to zasłużyło na piosenkę.”
Grupa Sabaton skomponowała i wykonała utwór pod tytułem „40:1”, który opowiada historię polskich żołnierzy stawiających zaciekły opór w rejonie odcinka fortyfikacyjnego „Wizna”. Według posiadanych informacji walki miały się toczyć w dniach 7-10 września 1939 roku. Przyjmuje się, że walki były krwawe, bohaterstwo polskich żołnierzy nadzwyczajne, a dysproporcja w posiadanym sprzęcie nadawała obronie Wizny wręcz heroicznego statusu. Trudno stwierdzić czy tak było naprawdę, ponieważ nie posiadamy zbyt wielu źródeł, które mogłyby rozstrzygnąć raz na zawsze przedkładany problem oraz pogodzić skłóconych ze sobą historyków.

Kpt+Raginis
Kapitan Władysław Raginis
Pierwszy problem z jakim przyjdzie nam się zmierzyć to różnica pomiędzy walczącymi stronami, zarówno w liczbie żołnierzy jak również posiadanego sprzętu. Pewnym możemy być jedynie, że była znacząca, co przełożyło się bezpośrednio na niekorzystny dla strony polskiej wynik bitwy. Powszechnie przyjmuje się, że w obronie Wizny brało udział 720 polskich żołnierzy, lecz nie musi być to do końca prawdą. Niektórzy historycy są zdania, że żołnierzy polskich mogło być mniej, lecz byli oni lepiej uzbrojeni. Z raportu mjr Jana Zawadzkiego wynika, że obrońców było ok 500 w tym 11 oficerów. Układ liczb pokazuje dokładnie, że sformowane oddziały nie mogły skutecznie przeciwstawiać się dużo liczniejszym i lepiej uzbrojonym oddziałom niemieckim dowodzonym przez twórcę doktryny „Blitzkriegu” - czyli wojny błyskawicznej – Heinza Guderiana. Liczebność wojsk niemieckiego XIX Korpusu Armijnego wynosiła 42 tysiące żołnierzy, a w jego skład wchodziła 2 Dywizja Piechoty Zmotoryzowanej, 20 Dywizja Piechoty Zmotoryzowanej, 3 Dywizja Pancerna, 10 Dywizja Pancerna oraz szkolny batalion rozpoznawczy. Wojska te miały na swoim wyposażeniu 350 czołgów, 657 moździerzy, dział i granatników. Dodatkowo siły niemieckie mogły liczyć na wsparcie niepodzielnie panującej w powietrzu Luftwaffe. W skład polskich sił wchodziły następujące jednostki: Ósma Kompania Strzelecka 135 Pułku Piechoty oraz Pluton Ciężkich Karabinów Maszynowych, Trzecia Kompania Ciężkich Karabinów Maszynowych Batalionu Fortecznego Osowiec, 136. Rezerwowa Kompania Saperów, pluton artylerii piechoty, pluton zawiadowców konnych, pluton pionierów, bateria artylerii pozycyjnej. Podsumowując, wojsko polskie było uzbrojone w dwadzieścia cztery karabiny maszynowe (ciężkie) oraz w sześć dział lekkich, osiemnaście karabinów maszynowych (ręcznych) i dwa karabiny przeciwpancerne. Na czele wojsk polskich stał kapitan Władysław Raginis.
Heinz+Guderian
Generał Heinz Guderian
Jedna z teorii mówi, że 7 września rozpoczęły się walki lecz nie jest to do końca jasne ponieważ można się zgodzić z wyżej już wymienionym raportem i przyjąć, że kontakt z wojskami wroga, a właściwie kontakt ogniowy z pancernym zwiadem nastąpił o godzinie 17:00, lecz w związku z faktem, że raport został sporządzony po wojnie, kiedy to władzę w Polsce przejęli socjaliści, można powątpiewać w jego zgodność z prawdą. Inna z teorii mówi, że tego dnia miał miejsce jedynie incydent związany z podejściem pod przeprawę na rzece Narew Szkolnego Dywizjonu Rozpoznawczego, którego zadaniem było przejęcie kontroli nad znajdującym się w tym miejscu mostem. Akcja zakończyła się niepowodzeniem, kiedy to Polacy wysadzili przeprawę. W związku z niewykonaniem zadania, Hans Cramer – dowódca dywizjonu, a w późniejszych latach komendant Włocławka oraz jeden z wybitniejszych dowódców Afrika Corps – nie podjął żadnych prób nawiązania kontaktu ogniowego.
8 września zaczęły docierać w pobliże brzegu rzeki kolejne jednostki niemieckie. Były to 10 dywizja pancerna oraz brygada forteczna „Lotzen” wsparte przez niemieckie lotnictwo, które rankiem rozpoczęło bombardowanie pozycji. Major Zawadzki w swojej relacji z walk zanotował następujące fakty: „Dnia 8 września nieprzyjaciel, przy bardzo silnym wsparciu ognia artyleryjskiego, forsuje rzekę Narew. W ciągu dnia nie udało się Niemcom dojść do przedniego skraju. Natarcie nieprzyjaciela zostało zatrzymane. Przez całą noc trwała tylko walka artyleryjska.
9 września, na całym odcinku „Wizna” trwały zażarte walki. Przez rzekę przeprawiła się niemiecka piechota lecz nie zdołała się zbliżyć dostatecznie blisko polskich linii umocnień składających się z betonowych schronów. Gen. Heinz Guderian przybywszy na miejsce walk tak oto wspomina to co zastał: "Przybywszy do Wizny, stwierdziłem ku memu rozczarowaniu, że złożone mi rano meldunki o sukcesach piechoty 10. Dywizji Pancernej polegały na jakimś nieporozumieniu". W szeregach sił niemieckich panował chaos co wpływało na ich dotychczasowe działania. Guderian szybko wprowadził ład w poczynania wojsk niemieckich, co zaowocowało rozpoczęciem przed godziną 12:00 zmasowanego ostrzału artyleryjskiego skierowanego na polskie umocnienia. Po ok. 2 godzinach kanonady do natarcia ruszyła niemiecka piechota wspierana przez czołgi. Z relacji majora Zawadzkiego wynika, że po południu niemieckie dowództwo zmieniło taktykę i rozkazało aby załogi czołgów okrążały poszczególne polskie bunkry, uniemożliwiając tym samym komunikację między nimi. Polacy nie posiadając skutecznej broni przeciwpancernej nie byli w stanie stawiać  oporu, a załogi niemieckie podprowadzając swoje czołgi na coraz bliższe odległości ,prowadziły bezpośredni ostrzał polskich schronów. Polacy nie mając nadziei na odsiecz oraz wskutek ciężkich strat własnych, poddawali kolejne umocnienia. Nieprzyjaciel do późnych godzin wieczornych zdobył większość z 9 schronów.
Rankiem, 10 września zjawił się pod bunkrem na Strękowej Górze niemiecki parlamentariusz i zażądał od kapitana Raginisa aby ten poddał odcinek, w innym wypadku wszyscy jeńcy, którzy zostali pojmani podczas walk na odcinku „Wizna”, zostaliby rozstrzelani. Polskie pozycje zostały właściwie zniszczone, straty w ludziach były ogromne, amunicja do posiadanej broni albo się skończyła, albo była na wyczerpaniu. W związku z faktem, że nadziei na odwrócenie tej niezwykle niekorzystnej sytuacji nie było, kapitan Raginis postanowił skapitulować, lecz sam dochował obietnicy danej swoim żołnierzom i wszedłszy do swojego bunkru zdetonował granat, pozbawiając się tym samym życia.
Strekowa_Gora+pami%25C4%2585tkowa+tablica
Pomnik bitwy pod Wizną. Grób żołnierzy kapitana Raginisa

Wspaniale czyta się o bohaterskich rodakach, którzy w obronie wolności z zawziętością walczyli  z nieprzyjacielem, który dysponował ogromną przewagą, zarówno po stronie posiadanego sprzętu jak również w ilości żołnierzy. W naszej świadomości żyje zbyt wiele mitów i mijających się z prawdą zdarzeń, którymi tak obficie karmiła nas komunistyczna propaganda. Najwyższy czas odkrywać historię taką jaką była naprawdę, a nie taką jaka nam się podoba. Prawda jest taka, że nie było żadnych heroicznych zmagań na odcinku „Wizna”. Znajdowały się tam naprędce wzniesione umocnienia, które na dodatek nie były ukończone. Ponadto garstka żołnierzy, która miała za zadanie bronić pozycji była słabo uzbrojona co dodatkowo zmniejszało ich wartość bojową. Oczywiście nie można zaprzeczyć, że w obronie odcinka nie walczyli i bohatersko nie ginęli polscy żołnierze, bo byłoby to nieprawdą. Lecz powszechnie panujące stwierdzenie, że Wizna to polskie „Termopile” jest mocno przesadzona. Wizna nie była strategicznie ważnym punktem. Co innego niedaleko położony Nowogród, gdzie faktycznie trwały zacięte walki, a odcinek ten uważany był za ważny punkt oporu.
Miejmy nadzieję, że doczekamy się kiedyś jednego stanowiska w tej sprawie, choć pewnie będzie to bardzo trudne. Do tego czasu miejmy świadomość, że historia nie zawsze musi być taka jaką malują ją inni.

poniedziałek, 26 marca 2012

Najbardziej odrażający zapach na świecie - merkaptan metylu

Istnieją oficjalne standardy dozwolonych stężeń szkodliwych zapachów. Merkaptan metylu znajduje się na szczycie takiej listy. Stosowany jest w przemyśle m. in. do produkcji insektycydu. Każda emisja większej ilości tej substancji wywołuje sensację.
Zdarzyło się tak w Waltham Abbey w Anglii. Uwolniony z fabryki merkaptan metylu tak strasznie zasmrodził okolicę, że mieszkańcy zgłaszali się do szpitala sądząc, że uleglii zatruciu śmiertelną trucizną
Merkaptan metylu potrafią wytwarzać także bakterie. Z tego powodu wybrzeże niedaleko Edynburga w Szkocji często owiewa zapach wprost nie do zniesienia. Trudno cieszyć się widokiem morza w takich okolicznościach.
Po zjedzeniu czosnku wydychamy merkaptan metylu, który powstaje podczas trawienia alicyny. Istnieją także inne źródła tego śmierdzącego związku. Są nimi białka budujące nasze ciało. Pod wpływem bakterii znajdujących się w naszych ustach mogą ulec degradacji do merkaptanu metylu. Stąd bierze się nieświeży oddech. Łatwo wyczuwamy najmniejszą ilość związku, kiedy ktoś do nas mówi. Nasze nosy odkryją go w stężeniu części na milion. Niestety nie potrafimy wyczuć gazu, który sami produkujemy. W Japonii sprzedano już tysiące detektorów badających oddech. Mają wielkość puderniczki, a zasada działania opiera się na regule, która mówi, że tlenki metali zmieniają opór elektryczny jeśli na ich powierzchni zaabsorbowany jest gaz.
W skład nieprzyjemnego oddechu wchodzi wiele związków m. in. siarkowodów i siarczek dwumetylowy (sulfid dimetylowy), ale zawsze największym winowajcą pozostaje merkaptan metylu. Siarkowodór ma zapach zgniłych jaj, natomiast siarczek dwumetylowy wchodzi w skład aromatu świeżej kawy.Embery i Gunnar Rolla z Uniwersytetu Norweskiego w Oslo napisali książkę Clinical and Biological Aspects of Dentifrices (Kliniczne i biologiczne aspekty środków do czyszczenia zębów), w której oddzielny rozdział poświęcają cuchnącemu oddechowi. Tym, którzy obawiają się merkaptanu metylu w oddechu radzą stosować pasty do zębów zapobiagające gromadzniu się kamienia, takie jak sole cynku lub cyny. Metale te oddziałyją z enzymami znajdującymi się w bakteriach produkujących merkaptan metylu. Wierzymy, że płyny do płukania ust wyleczą nas z cuchnącego oddechu. Jednak one tylko czyszczą i maskują przykry zapach. Porządne mycie ust środkiem do płukania pozwala na usunięcie połowy bakterii. Znacznie bardziej popularnych sposobem czyszczenia ust jest zwiększenie ilości śliny poprzez żucie gumy.
Na naszych stopach również zamieszkują mikroby wydzielające merkaptan metylu. Najlepszym dla nich środowiskiem są brudne skarpety i nieprzepuszczające powietrza buty. Staphylococci aerobic coryneform najlepiej rozwijają się w środowiskach zasadowych, które są cechą charakterystyczną wspomnianych skarpet i butów. W przypadku problemów ze śmierdzącymi stopami jedną radą, jakiej może udzielić chemik jest noszenie wkładek z aktywnym węglem, który absorbuje merkaptan metylu. Jeśli ilość wydzielanego związku jest niewielka wystarczą na kilka tygodni.
Merkaptan metylu należy do grupy związków, w których łańcuch węglowy połączony jest z atomem siarki. W łańcuchu węglowym może znajdować się od jednego do dwudziestu atomów węgla. Merkaptan metylu ma jeden atom węgla. Merkaptany z trzema lub czterema atomami węgla dodawane są do gazu ziemnego jako nawaniacze. Merkaptan zbudowany z 18 atomów węgla wchodzi w skład wosków używanych do polerowania srebra.
Merkaptan metylu służy do produkcji środków chwastobójczych potrzebnych w uprawach zbóż takich jak pszenica, kukurydza i ryż. Poza tym jest stosowany do regeneracji katalizatorów używanych w rafinacji ropy naftowej. Wytwarza się z niego metioninę - aminokwas, którego czasami brakuje w naszej diecie. Przez dodawanie metioniny do karmy dla zwierząt uzyskuje się wzbogacone w nią mięso i mleko.

Jak szybko nauczyć się angielskiego?

Przed Tobą ważna rozmowa kwalifikacyjna, nowa praca, negocjacje handlowe, prezentacja w pracy, egzamin?  Czas goni, a Ty musisz w tempie ekspresowym stać się mistrzem olimpijskim języka angielskiego? Zastanawiasz się teraz na pewno, czy to jest w ogóle możliwe?
Odpowiedź brzmi: Tak! Jak najbardziej.
Aby poczynić ogromne postępy, tak samo ogromny wkład pracy musimy wnieść w naszą naukę.
Co należy więc zrobić? Załóżmy, że mamy 2 miesiące czasu.
1. Zacznij od pełnego zaangażowania się, zanurzenia się w angielski. Bądź pełen energii do tego, co robisz, żyj tym! Włóż w to tyle samo swojej mocy, ile wkładasz w swoją pracę, rodzinę czy relację z partnerem, czyli zainwestuj zaangażowanie. Niech angielski stanie się częścią Twojego życia, zacznij myśleć po angielsku. Niech angielski towarzyszy Ci przynajmniej 10h każdego dnia! Potrzebujesz wyjątkowego entuzjazmu, pokładów pozytywnej energii i mnóstwa zapału do nauki! Pomyśl tylko, jak wspaniałe efekty osiągniesz dzięki połknięciu bakcyla językowego! Jedna rozmowa kwalifikacyjna czy egzamin nie sprawi, że nagle poczujesz dziki entuzjazm do nauki angielskiego. Pomyśl o tym, jak całe Twoje życie się zmieni na lepsze, kiedy już będziesz swobodnie posługiwać się angielskim!
2. Pochłaniaj. Kluczem do super szybkiej nauki jest otaczanie się angielskim zewsząd. Nie wkuwaj bezmyślnie słówek, nie wałkuj ćwiczeń gramatycznych, tylko pochłaniaj angielski świadomie, z prawdziwym entuzjazmem! Czytaj, słuchaj i oglądaj w oryginale to, co lubisz! Jeśli BBC czy CNN jest barierą nie do przejścia, zaczynasz naukę od podstaw, sięgnij po książeczki dla dzieci! Ucz się w sposób naturalny. Jeśli nie możesz wyjechać do Londynu na miesiąc, niech Londyn zawita do Twojego domu, samochodu, telefonu, komputera, itp. Czytaj opowiadania, powieści, interesujące historyjki, rób to z przyjemnością!
3. Intensywność. Żeby osiągnąć sukces w 2 miesiące, niezbędna jest potężna doza intensywności. Angielski powinien towarzyszyć Ci bez przerwy cały dzień, odkąd tylko otworzysz oczy, aż do samego wieczora, kiedy będziesz zasypiać.
4. Z nauczycielem czy bez? Wybór należy do Ciebie. W procesie nauki warto mieć kontakt z człowiekiem, z którym będziesz mógł porozmawiać, prezentując swoje postępy, który udzieli cennych rad i wskazówek dotyczących naszej nauki, materiałów, z których korzystasz. Tym człowiekiem powinien być kompetentny i doświadczony nauczyciel angielskiego. Spotkaj się z nim tyle razy, ile potrzebujesz, nawet jeśli jest to jeden raz w tygodniu. Pamiętaj, że klucz do sukcesu tkwi w Tobie!
5. Indywidualny wyjazd na kurs angielskiego za granicę. Kurs w Londynie, Nowym Jorku czy innym miejscu anglojęzycznym pozwoli Ci w ekspresowym tempie osiągnąć wspaniałe efekty w komunikacji po angielsku. Intensywne lekcje z kompetentnymi nauczycielami, konwersacje, zajęcia dodatkowe, kontakt z osobami anglojęzycznymi w Twoim miejscu zamieszkania (najlepiej z rodziną anglojęzyczną), kontakt z kolegami z grupy, wypady do kina, teatru, zwiedzanie miasta, poruszanie się komunikacją miejską, zakupy – wszystkie te czynności wymagają używania języka angielskiego! Jeśli znajdziesz się w sytuacji, w której będziesz musiał komunikować się po angielsku (włączy się tzw. instynkt przetrwania), szybko zdasz sobie sprawę jak szybko nastąpi postęp!
Nie możesz sobie pozwolić na taką intensywność nauki lub wyjazd za granicę, a wciąż zależy Ci na efektach? Dowiedz się, jak wreszcie nauczyć się swobodnej komunikacji po angielsku, mając do dyspozycji nieco więcej czasu niż 2 miesiące!

Jak wreszcie nauczyć się angielskiego?

Marzysz o tym, aby wreszcie swobodnie mówić po angielsku, zdobywać nowe kontakty biznesowe i prywatne, awansować, podróżować, a do tego masz tak wiele obowiązków, że brakuje Ci na to czasu? Nie masz możliwości wyjazdu na kurs językowy za granicę? Myślisz, że to niemożliwe, aby osiągnąć Twój cel?
Dopiero rozpoczynasz swoją przygodę z angielskim, a może uczyłeś się kiedyś i po kilkuletniej przerwie czujesz, że wiele zapomniałeś? A może uczysz się już kilka (kilkanaście?) lat, świetnie opanowałeś gramatykę, nauczyłeś się słownictwa, a mimo to nadal odczuwasz lęk przed mówieniem? Na pewno zastanawiasz się nad idealną metodą nauczania, która szybko i skutecznie pozwoli Ci opanować język. Zdecydowałeś, że nadszedł czas, by na poważnie zrealizować swoje plany. Jak zatem tego dokonać?
1. Chcieć. Jeśli czujesz, że naprawdę chcesz nauczyć się języka, brawo! Wewnętrzna motywacja jest już połową sukcesu! Mało tego! Język angielski powinien stać się nieodłączną częścią Twojego życia! Nauka angielskiego to entuzjazm, emocje, pozytywna energia, wspaniałe cele, realizacja marzeń i planów! Pamiętaj, że w procesie nauki 80% to właśnie ten entuzjazm i emocje, a 20% to odpowiednia metoda…
2. Metody nauki. Jedna? Dwie? A może więcej? Komunikacyjna, metoda Callana, a może SITA? Znów znalazłeś kolejną płytę/książkę przekonującą Cię o jej wyższości nad innymi, cudownych metodach w niej zawartych, dzięki którym w 1 miesiąc będziesz władać angielskim niczym Królowa Elżbieta II? Czy ta płyta/książka znów po kilku dniach wylądowała na półce, a cudownego efektu nadal brak? To jasne. Ponieważ nie ma cudownej metody nauki! Ty sam musisz znaleźć takie metody, które właśnie Tobie będą odpowiadały. Każdy człowiek jest inny, a więc uczy się w różny sposób. Kluczem jest różnorodność! Po co kontynuować naukę w taki sposób, który do tej pory nie przyniósł spektakularnych efektów? Zmieniaj techniki, nie bój się próbować nowych metod. Angażuj się całym sobą!
3. Otaczaj się językiem! Słuchaj i czytaj, gdzie i kiedy możesz, najlepiej w oryginale. Audiobooki, podcasty (jest wiele stron, na których znajdziesz podcasty dostosowane do różnych poziomów językowych!), artykuły, newsy. Kiedy? W drodze do pracy/z pracy, w kolejce na poczcie, na siłowni. Wygospodaruj dodatkowo przynajmniej 20 minut w ciągu dnia, aby czegoś posłuchać, coś przeczytać.
4. Uczę się wtedy, kiedy coś mnie naprawdę interesuje. Właśnie tak! Humor, dobra zabawa i realizacja własnych zainteresowań powinny towarzyszyć Twojej nauce. Pomyśl, że dzięki nauce języka masz znakomitą okazję, aby znaleźć trochę czasu na swoje hobby, na poczytanie artykułu czy obejrzenie filmu, które Cię interesują. A wystarczy tak niewiele czasu dziennie!
5. Angielski jest środkiem do osiągania celów, a nie celem samym w sobie! Podczas gdy Twoi znajomi uczą się angielskiego wypełniając ćwiczenia w podręczniku do nauki angielskiego, Ty możesz przestawić menu swojej komórki lub programu używanego do odbierania poczty elektronicznej na angielski! Dzięki temu nauczysz się słownictwa automatycznie. Celem jest używanie Twojej komórki lub sprawdzanie poczty, a nauka angielskiego staje się efektem ubocznym!
6. Materiały autentyczne. Jak najwcześniej, jak najwięcej. Co to oznacza? Im wcześniej zaczniesz korzystać z materiałów autentycznych, tym szybciej opanujesz język angielski. Wyobraź sobie, że wyjeżdżasz na półroczny kontakt do Nowego Jorku, sam. Zewsząd otaczają Cię Amerykanie, amerykańska prasa, telewizja, stacje metra, amerykańskie sklepy, poczta, lekarz. Wiesz, że musisz doskonale sobie poradzić. I jaki jest tego efekt? Wracasz po pół roku do Polski i prawie zapomniałeś ojczystego języka, a znajomi nie mogą wyjść z podziwu Twojej angielszczyzny! No tak, ale pozostając w Polsce jesteśmy otoczeni językiem polskim. Właśnie dlatego powinieneś tym bardziej absorbować angielski w jego czystej i oryginalnej postaci! Oglądaj filmy w oryginale (nigdy z polskimi napisami), ucz się na piosenkach, słuchaj radia, podcastów na Twój ulubiony temat, czytaj książki. Jeśli jesteś na początku przygody z angielskim, zacznij od książeczek i bajek dla dzieci! Ucz się naturalnie!
Twoim celem jest komunikacja z mówcami języka angielskiego (a nie z nauczycielami w sali lekcyjnej!), korzystaj więc ze źródeł, z których oni korzystają! Trudno będzie Ci uwierzyć, jak szybkie efekty osiągniesz :)
7. Klucz do sukcesu. Jeśli naprawdę polubisz to, że dzięki nauce angielskiego poznajesz świat, realizujesz swoje zainteresowania, zmieniasz swój sposób myślenia, otwierasz swój umysł, a przy okazji nabywasz coraz większej płynności i swobody językowej, zdasz sobie sprawę, że regularny i częsty kontakt z językiem stał się nierozerwalną częścią Twojego życia, przyjemnością, z której długo nie będziesz chciał zrezygnować. I dobrze! Przecież uczymy się całe życie :)

sobota, 24 marca 2012

Cerkiew w Radrużu, drewno w gotyku zaklęte

Świątynia wraz z dzwonnicą otoczona jest murem, co nadaje jej charakter obronny - taką funkcję pełniły kiedyś świątynie. Na placu cerkiewnym kilka krzyży, jednym z nich jest grób wójta Radruża, który życzył sobie aby pochować go w progu świątyni żeby każdy wchodząc do cerkwi deptał jego szczątki. Dlaczego? przeczytajcie...
images-stories-cerkwie-radruz-radruzgorka-300x201Cerkiew pod wezwaniem św. Paraskewy w Radrużu pochodzi z XVI wieku. Należy do najstarszych i najlepiej zachowanych obiektów drewnianego budownictwa cerkiewnego w Polsce. Konstrukcja została stworzona z drewna jodłowego i dębowego bez użycia gwoździ, ściany wzmacniane sa lisicami czyli belkami pionowymi a sama konstrukcja może przypominać ogromną budowlę z klocków lego. Cerkiew jest trójnawowa czyli składa się z trzech części, każda z nich ma inne przeznaczenie i wygląd.
Babiniec to część przeznaczona dla kobiet, do XX wieku przestrzeń ta była oddzielona od nawy głównej belką w podłodze, której przekroczenie było zabronione. Wyjątkiem był ślub i prace porządkowe w świątyni. Babiniec kryty jest dachem dwuspadowym, ma własne wejście. Będąc w babińcu zauważyć można jaśniejsze elementy drewnianych belek - to modrzew którym uzupełniano braki w jodłowych ścianach.
Badacze często zwracają uwagę na podobieństwo między cerkwią radruską a cerkwią w Potyliczu, oddalonym o 20 km, czemu poświęcimy więcej uwagi w kolejnym artykule.
Nawa główna to największy i najwyższy element konstrukcji przeznaczony dla gospodarzy, zwieńczona czworoboczną kopułą zrębową. Obecne wyposażenie  cerkwi składa się z XIX wiecznych ławek z uchwytami na świece, ławy kolatorskiej Lubomirskich i ołtarzy bocznych. Część ta oddzielona jest od prezbiterium ścianą ikonostasową, w której wycięto specjalny otwór. Cerkwie zachwycają akustyką - tutaj wycięto specjalne otwory które wzmacniają dźwięk na zasadzie pudła rezonansowego. Nawę główną od prezbiterium oddziela ściana ikonostasowa z 1648 roku, stworzona przez malarzy potylickich. To że polichromia na niej ocalała graniczy z cudem biorąc pod uwagę że latami ciekła po niej woda. W tym roku polichromia zostanie odnowiona przez krakowskich konserwatorów i powróci ikonostas złożony ze złoconych ikon tablicowych, który obecnie znajduje się w Łancucie. Przedstawiona tu ikona przedstawia scenę ukrzyzowania z... fundatorami (około 1648 roku, zdjęcie ze zbiorów Muzeum - Zamku w Łańcucie)
wymiana gontu w 2011 rokuPrezbiterium czyli sankturarium to najważniejsza część cerkwi - oddzielona od nawy głównej ikonostasem, który jest granicą między ziemskim a niebiańskim, jest miejscem gdzie odbywa sie liturgia. Wejście do prezbiterium zarezerwowane było dla osób ze święceniami. W jego wnętrzu znajduje się ołtarz zrobiony z ręcznie robionych cegieł z szufladą na naczynia sakralne. Na ścianie znajduje się polichromia z 1648 roku z epitafium dla młodego chłopca. Polichromia przedstawia patrona zmarłego - archanioła Michała oraz Ojców Kościoła, są to Bazyli Wielki, Jan Złotousty i Grzegorz Teolog. Rodzina ufundowała również ikonę procesyjną którą widzicie na tej stronie. Przedstawia ona scenę ukrzyżowania i fundatorów, po prawej stronie klęczy wspomniany już Michał.
Roztocze Wschodnie w XVII wieku wielokrotnie było świadkiem najazdów, na straży rubieży stał wtedy między innymi hetman Jan III Sobieski, który w 1672 roku rozbił jasyr turecki pod Radrużem. Przyszły król wspomina w liście do króla Wiśniowieckiego o 2000 dzieci pozbieranych po tej potyczce na polu bitwy. W takich to czasach porwano żonę wspomnianego już wójta 34 letnią Marię Dubniewiczową - nawet kroniki ruskie mówia o niebywałej urody żonie radruskiego włodarza. Piękna branka miała szczęście w nieszczęściu, z Kamieńca Podolskiego trafiła aż do Istanbułu, gdzie została żoną doradcy sułtana. Zapewniła sobie glejt umożliwiający powrót do domu ale dopiero po jego śmierci,. Czekała na to długich 27 lat. Wróciła do Radruża pod przybraniem ubogiej wieśniaczki, tym sposobem przywiozła ogromne bogactwo nie ryzykując napaści. Wróciła i... mąż staruszek ma drugą żonę bo po 3 latach Marię uznano za martwą. Problem został rozwiązany polubownie - ksiądz pozwolił na wspólne życie trójki staruszków, zaś nasza bohaterka ufundowała za klejnoty tureckie remont cerkwi. W tym roku stary wójt zmarł i za grzech bigamii pochowany został pod drzwiami cerkwi.
Ikona z radruskiej cerkwiZa cerkwią znajduje się tablica ufundowana przez Marię Dubniewicz dla zmarłej żony swego syna Eliasza, który został wójtem po śmierci ojca,. tablica to wyjątkowa, bo napisy są wypukłe. Tekst jest w języku starocerkiewnosłowiańskim, w wolnym tłumaczeniu napisano:
"Tu położono ciało sławetnie urodzonej Katarzyny Eliaszowej Dubniewiczowej natenczas wójtowej radruskiej zmarła roku 1682 miesiąca marca dnia 20 przeżywszy wiosen wszystkiego 24 i miesięcy 4 i tak do Pana odeszła. Amen. 1682"
Oglądając cerkiew nie sposób nie zauważyć kostnicy zwanej swego czasu w przewodnikach chatką diaka - nawet jeśli to nie do końca prawda to nazwa to utarła się i jest używana nadal. kolejnym punktem na placu cerkiewnym jest grobowiec Andruszewskich, byłych właścicieli miejscowości Smolin i Huta Kryształowa. To tutaj powstawały unikalne kryształy, znane w całej Europie. Przykłady kunsztu artystów z Huty Kryształowej zobaczyć można w klasztorze franciszkanów w Horyńcu (żyrandol) i Muzeum Narodowym w Warszawie.
Dzwonnica bojowa, którą widzimy na placu cerkiewnym powstała także bez użycia gwoździ, charakterystyczne dla niej jest wejście, które wymuszało na każdym wchodzącym pochylenie się a to wiadomo, nie ułatwiało szturmu. Jeden sprawny rębacz potrafił zatrzymać w tym miejscu cały oddział. Taką to cerkiew macie okazję zobaczyć na Roztoczu Wschodnim. Czeka tu na Was.

Mózg - normalka czy cud

Arystoteles twierdził, że ośrodek myśli znajduje się w sercu, a mózg służy do chłodzenia ciała. Dziś śmieszy, ale taki pogląd przetrwał przez wiele wieków.
 Prawda jest taka, że organ nazywany mózgiem, znajdujący się w czaszce o masie ok. 1300 - 1500 gramów jest najgorzej rozpoznanym organem człowieka przez współczesną naukę. A w ostatnim dziesięcioleciu dowiedzieliśmy się o nim znacznie więcej niż przez tysiąclecia. Dopiero badania na poziomie subkomórkowym pozwoliły rozwikłać nieco tajemnic. Budowa pojedyńczej komórki porównywalna jest do sporej fabryki. Matka Natura przez miliardy lat tworzyła tę fabrykę, jednocześnie miniaturyzując ją do wymiarów liczonych w mikrometrach. W przybliżeniu na ostrzu szpilki można zmieścić ich około 50.
 Nasz mózg to ogromnie rozbudowana struktura. Mimo niebywałego postępu w dziejach świata, technologii, algorytmów daleko nam do zbudowania komputera, którego właściwości byłyby porównywalne do mózgu przeciętnego człowieka. Każdy jest inny. Różnią się bardziej niż linie papilarne. Nawet u bliźniąt jednojajowych, genetycznie identycznych różnice są ogromne.

Francis Crick - laureat Nagrody Nobla współodkrywca struktury molekularnej kwasu deoksyrybonukleinowego DNA w swej książce " Zdumiewająca hipoteza" pisze :
"- Ty, Twoje radości i smutki, ambicje i wspomnienia, wszystko to, co składa się na Twoją osobowość i wolę jest niczym innym jak tylko przejawem funkcjonowania ogromnego zespołu komórek nerwowych i innych cząstek z nim związanych."

Dosyć mechanistyczne i pozbawione jakiegokolwiek romantyzmu podejście. Zdania wśród naukowców są jednak mocno podzielone. Jakkolwiek by na to nie patrzeć wszystko to co czyni człowieka unikatowym - jak posługiwanie się mową, samoświadomość, myślenie abstrakcyjne, skojarzenia, pamięć, inteligencja ciągle wymykają się kontroli i nie dają się zmierzyć. Nikt do tej pory nie opracował nawet szkicu mapy dla tej mieszaniny mitu, moralności, stereotypów, wiary, bólu, cierpienia,
radości, smutku, nadziei, miłości, pierwotnych atawizmów i lęków, indoktrynacji, wymuszonych zachowań i całego spektrum niewymienionych rzeczy składających się na geografię naszego ducha i osobowości.

Wiadomo, że ani masa, ani objętość mózgu nie stanowi kryterium jego wartości ani oceny. Dodatkowym ograniczenie dla badaczy są ... oni sami. Badają mózg za pomocą swojego. Oba pochodzą od tego samego producenta.


Gdzie się co mieści w mózgu : przypomina pytanie gdzie jest głos w radio, wizja i kolor w TV, tekst, grafika i dźwięk w internecie. O ile na drugą część pytania można, chociaż nie bez trudności odpowiedzieć, to pierwsza część pytania mimo, że zlokalizowano wiele ośrodków nie jest taka prosta i jednoznaczna. Wielu ludzi po ciężkich wypadkach i urazach mózgu funkcjonuje normalnie. Wynikałoby z tego, że komórki mózgu mogą przejmować inne funkcje, niż te do których były pierwotnie przeznaczone.

Mechanizm działania kształtował się miliony lat. Przychodzimy na świat genetycznie zaprogramowani. Niewykluczone, że ze sporym bagażem doświadczeń, będących udziałem naszych przodków. Jest to mieszanina wielu czynników, wzajemnie się uzupełniających i przenikających. W tej sieci jest mnóstwo roboty dla chemików, fizyków, lekarzy, psychologów i znacznej
części specjalistów innych dziedzin wiedzy.

Mózg nie dość, że sam w sobie stanowi tak złożoną strukturę wysyła " zamówienia na określone produkty"
do innych organów jak wątroba, nerki, śledziona, szpik kostny, grasica czy żołądek.
Wędrują one poprzez układ krwionośny do mózgu, aby tam brać udział w skomplikowanych procesach chemicznych,
fizycznych i zamieniać się w myśl, emocje, uczucia itp.

Jest jedynym organem pracującym non - stop. Nawet serce ma chwilę przerwy między jednym a drugim skurczem.
Jakaś część mózgu musi pracować i czuwać zawsze. Ilość informacji docierających, przetwarzanych i zapamiętywanych przez mózg jest zdumiewająca, a o ich istnieniu nawet nie wiemy.

Świadkowie wypadków drogowych poddani hipnozie potrafili określić markę, kolor pojazdu, a czasem nawet jego numer rejestracyjny. W normalnych warunkach nawet sobie z tego nie zdawali sprawy.

Troskliwa Mamusia Natura dała nam w prezencie komputer o ogromnych możliwościach, Najlepsi z rodzaju ludzkiego wykorzystują go w kilku procentach. Reszta leży odłogiem.


Nasz mózg jest jak kosztowny, drogi komputer z którego od czasu do czasu ktoś wyśle maila do przyjaciół.

Sztuka wypowiadania się w Twoim zasięgu

Tak to już jest na tym świecie, że jedni ludzie rodzą się z pewnymi umiejętnościami, a drudzy niestety muszą w pocie czoła zdobywać je krok po kroku.
Dla tych drugich pocieszającym będzie z pewnością fakt, że docelowo i tak trudno odróżnić, kto posiada tak zwany dar od Boga, kto zaś włożył ciężką pracę, aby nauczyć się danej sztuki, takiej jak. sztuka wypowiadania się.
Jeżeli Twoja praca zawodowa wymaga umiejętności swobodnego wypowiadania się, lub jeżeli chciałbyś zabłysnąć wreszcie w towarzystwie, a brak ci talentów krasomówczych, to z pewnością czas zadać sobie pytanie: „Jak mówić by nas słuchano?” i dobrze zastanowić się nad odpowiedzią. Z pewnością okaże się, że sztuka mówienia to zbiór pewnych technik i zasad, które sprawią, że ludzie zaczną nas słuchać z zainteresowaniem.

Po pierwsze poszerz swoje słownictwo czytając literaturę, jeśli jesteś wzrokowcem, lub słuchaj programów radiowych i audio- booków, jeżeli należysz raczej do grupy słuchowców.

Ćwicz, ćwicz i jeszcze raz ćwicz. Możesz mówić sam do siebie starając się poprawnie składać zdania lub w gronie zaufanych osób, przy których czujesz się swobodnie. Zwracaj uwagę na to jak budujesz zdania i jakich słów używasz. Zamiast powiedzieć: „ Ej, podaj mi to , co tam wysoko jest, to duże” zbuduj poprawne zrozumiałe zdanie typu: „ Czy mogłabyś mi podać to duże pudełko, które leży na najwyższej półce z lewej strony”. Tego typu ćwiczenia bardzo skutecznie pobudzają nasz mózg do pracy nad poprawnym wypowiadaniem się.

Kolejny etap to ćwiczenia w większym gronie osób. Opowiadając historie i anegdoty, nie spiesz się, mów wyraźnie i staraj się używać krótkich, logicznych zdań. Stopniowo, kiedy poczujesz się pewniej możesz częściej zabierać głos, nawet na forum publicznym w obecności zupełnie obcych osób.

Kiedy opanujesz już biegle umiejętność wypowiadania się, przed Tobą już tylko sztuka przemawiania. Jest ona niezaprzeczalnie najtrudniejsza, a dowodem na to mogą być zawodowi politycy, którzy uczą się całych przemówień na pamięć, bądź co gorsza czytają z kartki.

Prace naukowe w świecie Open Source

Dostęp do wiedzy wydaje się być dzisiaj łatwiejszy niż kiedykolwiek wcześniej. Niestety dotarcie do artykułów naukowych, doktoratów czy innych prac mogących przydać się zarówno studentom, jak i innym naukowcom, wymaga podróży po archiwach bibliotek, często dość odległych. Jak można zaradzić temu problemowi?
Wszystko dla wszystkich
Filozofia Open Source pochodzi od owładniętych ideami wolnego dostępu do mediów programistów i informatyków. W świecie, w którym informacja stała się chodliwym towarem, ludzie udostępniający swoją pracę za darmo jawią się niemal jako anarchiści. Dlaczego więc naszym zdaniem warto zastanowić się nad przeszczepieniem idei Open Source na grunt polskiej nauki?
Nikt nie traci
Przede wszystkim dlatego, że zobowiązuje nas do tego idea universitas, a dostęp do wiedzy jest podstawą wspólnotowości. Rozsądne gospodarowanie darmowymi zasobami wcale nie musi oznaczać odebrania pieniędzy tym, którzy na nauce zarabiają, w tym również wydawnictwom naukowym. Wręcz przeciwnie, platforma cyfrowa zajmująca się gromadzeniem tego rodzaju publikacji jest również doskonałym miejscem na reklamę wydawnictw, choćby za pomocą zamieszczanych w bazie fragmentów publikacji.
Wiedza całkowicie za darmo
Nieodpłatny dostęp do tekstów naukowych ma swoje niewątpliwe zalety dla każdej ze stron. Autor ma w końcu możliwość zaprezentowania swoich prac szerszemu gremium odbiorców. Nie ukrywajmy, 90% tekstów naukowych trafia albo do szuflady autora, albo do niskonakładowych czasopism, często wydawanych przez uczelnie. Dostęp do nich jest trudny, a czasem nawet niemożliwy. Dlatego dzięki nieodpłatnemu udostępnieniu w sieci tekstów naukowych badania naukowe nabierają większego znaczenia. Pisanie i publikowanie świetnych opracowań to w takim wypadku szansa na przyśpieszenie kariery.